Dzień dobry, cześć! Tutaj Karolina Bednarz z Tajfunów. Witam w Tajfunowych przypisach, a konkretnie w zerowym odcinku naszego nowego podcastu.
Tak, to taki odcinek w ramach wstępu, bo z jakiegoś powodu to mnie przypadła rola pisania ich do większości tajfunowych książek. I tutaj przypominam tym, którzy mogą jeszcze nie wiedzieć, że prowadzę razem z Anią Wołcyrz Wydawnictwo Tajfuny, które specjalizuje się w literaturze wchodnioazjatyckiej. No i zachęcam do sięgnięcia po któryś z naszych tytułów i śledzenia naszych poczynań.
Wróćmy jednak do pomysłu na podcast – dlaczego w tytule są „przypisy”? Bo jak to mówią dziewczyny w Tajfunach, ale powtarzam to też sama – jestem przypisowym nerdem.
Nie wiem, czy mieliście kiedyś w rękach którąś z książek wydanych przez Tajfuny. Jeśli tak, to zauważyliście pewnie, że sporo jest w niej przypisów. Nigdy nie przypuszczałam, że takie małe literki potrafią wywoływać tyle emocji, wydawcy boją się ich jak piekielnego ognia, dawno temu usłyszałam nawet, że przypisy to „brak talentu”.
Ale dla mnie, dla nas, literatura z innych krajów to jeden z najlepszych sposobów na poznanie innej kultury i historii. Coś, co jest oczywiste dla Japończyka, który czyta japońską powieść, niekoniecznie musi być tak samo oczywiste dla polskiego czytelnika. Czy to oznacza, że nie powinniśmy sięgać po japońskie książki? Wręcz przeciwnie. To przecież świetna okazja, nie żeby spojrzeć na świat oczyma osób z innego kręgu kulturowego, dowiedzieć się czegoś nowego. A jeśli przy okazji książka jest literacką ucztą? Tym lepiej!
Od samego początku istnienia Tajfunów, jeszcze zanim ogłosiłyśmy powstanie wydawnictwa publicznie, wiedziałyśmy, że kontekst jest ważny. Że to nie żadne nudne antropologiczne smęty – choć mogą być, jeśli tworzenie przypisów polega na przekopiowaniu Wikipedii. Dlatego książki, które nie zostały napisane w ostatnich latach, opatrujemy wstępem. Słyszałyśmy przed wydaniem Zmierzchu, że ludzi takie rzeczy nie interesują, że może kiedyś jeszcze miało to sens, ale teraz? Kto by to czytał? A tu proszę, nie ma dnia, żebyśmy nie usłyszały, że książka super, ale po przeczytaniu wstępu to dopiero coś. Nawet nie wiecie, jak bardzo nas to cieszy.
Siedzę w japońskiej tematyce od ponad dziesięciu lat – i mam na myśli zajmowanie się nią dzień w dzień, najpierw na studiach potem zawodowo. Uczyłam się o japońskiej historii, przeczytałam dziesiątki książek, spędziłam w sumie już lata w samej Japonii, robiłam reporterski research. Ale cały czas się uczę. Pisanie wstępów, robienie przypisów, to dla mnie też nauka – to okazja do doczytania nowych tytułów, odświeżenie notatek, spojrzenie na jakąś kwestię inaczej.
Po to dla mnie są przypisy. Czasami potrzebne są po to, żeby wyjaśnić nawiązanie, którego polski czytelnik może nie wyłapać, innym razem tłumaczą pokrótce np. jakiś moment z historii. Bywa, że opisują w kilku zdaniach danie, które jedzą bohaterowie – a uwierzcie mi, w zbyt wielu książkach widziałam europeizowane nazwy japońskiego jedzenia i nagle okazuje się, że bohater książki nie je onigiri, tylko ryżową kanapkę, nie popija umeshu (czyli nalewki ze śliwek) tylko pije śliwowicę. W Singapurze nagle każdy je stir fry albo ryż z warzywami, tak jakby te dania nie miały swoich nazw. Według mnie reprezentacja i osłuchanie się z takimi nazwami jest ważne – pozwala nam na odegzotyzowanie obcej nam kultury. W XXI wieku, kiedy każdy z nas ma przy sobie niemalże cały czas smartfona, wystarczy wygooglać podczas lektury: mitarashi dango, miso dengaku, umeboshi – żeby zobaczyć w ciągu sekundy dokładnie, jak to jedzenie wygląda. I zbliżyć się do świata, o którym czytamy.
Tak samo ma się rzecz z wieloma innymi aspektami kultury: ubiorem, meblami. Nie wszystko da się ująć w przypisach, czasami nie ma innej drogi niż opisać je w kilku krótkich zdaniach. Dlatego zachęcam do przejmowania inicjatywy, do wyszukiwania nieznanych słów, do podczytania o tym, czym jest teatr no, jakie są oficjalne języki w Singapurze czy jak wygląda malajskie śniadanie.
We wstępach, w przypisach – ale też w wywiadach, w newsletterach, na tajfunowym blogu, w naszych mediach społecznościowych – próbujemy pokazywać, że Azja, a konkretniej Azja Wschodnia, na której skupiamy swoje działania, to nie jakaś mityczna kraina mlekiem i miodem ani nie marketingowa wydmuszka. To ogromny kawał świata zamieszkany przez kilka miliardów ludzi – mówiących tysiącami języków, wyznającymi różne religie. I pokazujemy, że uczenie się o Azji, cieszenie się jej kulturą – na przykład przez pryzmat literatury – jest nie tylko ważne, ale też… fajne.
Chciałabym pokazać, że dowiadywanie się o świecie może przynosić satysfakcję i frajdę. I uświadamiać, że poza samą wiedzą, warto nauczyć się wyłapywać stereotypy, nasze pułapki myślenia, szufladki, do których często wrzucamy to, czego dobrze nie znamy. Nie wszystko da się zmieścić we wstępie, tym bardziej w przypisach. I stąd narodził się pomysł tajfunowego podcastu, miejsca, w którym będę mogła opowiadać o Azji, o tym, jak na nią patrzymy, o mitach, ale także o książkach – tych złych i tych świetnych, o tym, dlaczego na półkach znajdujemy takie a nie inne książki np. z Japonii, jak wygląda praca nad tłumaczeniem.
W Tajfunowych przypisach znajdziecie zatem odcinki, które mają zmienić nasze postrzeganie na Azję Wschodnią i zainspirować do zastanowienia się, dlaczego i jak powielamy różne mity. Czasem będę mówić tylko ja, czasem zaproszę kogoś do rozmowy – mam nadzieję, że uda mi się podzielić rozkminkami, które siedzą w mojej głowie oraz tematami, o których debatujemy często w tajfunowej redakcji.
Pod każdym odcinkiem znajdziecie link z listą książek, które wymieniam w odcinku, źródeł, do których się odnoszę, ale także z tytułami, które polecam do zgłębienia tematu i spojrzenie na jakąś kwestię szerzej. Więc tak – w Tajfunowych przypisach będą przypisy. Inaczej nie byłabym sobą. Taka tajfunowa incepcja, tylko że do posłuchania.
Mam nadzieję, że zostaniecie tu ze mną i z nami na dłużej. Dajcie oczywiście znać, co i jak – czy Wam się podoba, o czym chcielibyście posłuchać, czy jest jakiś temat, o którym chcielibyście dowiedzieć się więcej.
A w przerwach od podcastów zachęcam oczywiście do czytania tajfunowych książek – sporo świetnych tytułów czeka na naszych półkach, a niebawem będziemy ogłaszać i wydawać kolejne. Nie wiem jak Wy, ale ja się jaram.
Kocham przypisy! Najciekawsze rzeczy znajduję właśnie tam. Kiedyś robiłam redakcję książki teatroznawczej, w której przypisy zajmowały więcej miejsca niż treść właściwa. A jakie były ciekawe! Nie znam też nikogo, kto by ich nie czytał. Ja sama nie czytam ich tylko wtedy, kiedy wydawca złośliwie wydrukuje je tak minimalną czcionką, że nawet w okularach nie da się ich przeczytać. Kompletnie nie rozumiem wtedy ich sensu. Skoro mamy ich nie czytać, to po co są drukowane?
Świetny pomysł na podcast, ja co prawda z tych czytających a nie słuchających, dlatego bardzo się cieszę że są transkrypty <3 tematy związane z orientalizmem, stereotypami itd. mocno mnie kręcą – i jeszcze sporo pracy jest potrzebne żeby trochę odczarować popularne spojrzenie na "egzotyczną" Azję, dlatego super że będziesz o tym mówić! Zaraz zabieram się za kolejne odcinki.
Dziękuję Pani Karolino za przygotowanie tych podcastów. Są wspaniałe. Mocne. Rzeczowe. Naszpikowane wiedzą. Przyznam, że otworzyła mi Pani oczy. Ja tę marketingową wydmuszkę łyknęłam. Początkowo nawet byłam wkurzona, że zburzyła mi Pani wizję tego idealnego kraju wiśni. I mimo tego, że byłam w Japonii, (Japończycy są tacy skromni, zamknięci i wydawali się speszeni), myślałam, że ceremonia herbaciana i wszystkie te „modne” rytuały są dla wtajemniczonych.
Czekam na kolejne odcinki.
Cześć! Z tej strony Karolina Bednarz. Witam w drugim odcinku Tajfunowych przypisów, podcastu, w którym będę się starać przybliżyć Wam Azję Wschodnią. Przypomnę jeszcze pokrótce, że nie mam jednak zamiaru …
W ramach Nocy Księgarń 2021 zaprosiłyśmy Was na wspólny spacer po księgarniach w Azji. Przejdźmy się po wąskich alejkach tokijskiego Jinbōchō - dzielnicy księgarń, antykwariatów i wydawców, zahaczmy o najmodniejsze [...]
Dzień dobry! Z tej strony Karolina Bednarz i po dłuższej świątecznej przerwie witam w kolejnym odcinku „Tajfunowych przypisów”. Jeśli trafiliście lub trafiłyście tu przypadkiem i nie wiecie, o co chodzi, …
Serwis i Sklep używa plików cookies, aby dostarczać usługi i funkcje dostosowane do preferencji i potrzeb Użytkowników Sklepu, w szczególności pliki cookies pozwalają rozpoznać urządzenie Użytkownika i odpowiednio wyświetlić stronę internetową, dostosowaną do jego indywidualnych potrzeb.
Pliki cookies mogą mieć charakter tymczasowy, tj. są usuwane z chwilą zamknięcia przeglądarki lub trwały.
Stałe pliki cookies są przechowywane także po zakończeniu korzystania ze stron Serwisu i Sklepu i służą do przechowywania informacji takich jak hasło czy login, co przyspiesza i ułatwia korzystanie ze stron, a także umożliwia zapamiętanie wybranych przez Użytkownika ustawień.
Necessary cookies są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony. Ta kategoria ciastek służy wyłącznie zapewnieniu podstawowych funkcjonalności i bezpieczeństwa strony. Te ciasteczka nie zbierają danych użytkowników.
Wszystkie ciasteczka, które nie są konieczne do prawidłowego działania strony i wykorzystywane do zbierania danych użytkownika np. przez Google Analytics lub inne zintegrowane serwisy są określane jako non-necessary. Potrzebujemy Twojej zgody przed uruchomieniem tych plików cookie w naszej witrynie.
Tajfunowe przypisy – odcinek 0 “Przypisy?! To ktoś to czyta?”
Transkrypt
Dzień dobry, cześć! Tutaj Karolina Bednarz z Tajfunów. Witam w Tajfunowych przypisach, a konkretnie w zerowym odcinku naszego nowego podcastu.
Tak, to taki odcinek w ramach wstępu, bo z jakiegoś powodu to mnie przypadła rola pisania ich do większości tajfunowych książek. I tutaj przypominam tym, którzy mogą jeszcze nie wiedzieć, że prowadzę razem z Anią Wołcyrz Wydawnictwo Tajfuny, które specjalizuje się w literaturze wchodnioazjatyckiej. No i zachęcam do sięgnięcia po któryś z naszych tytułów i śledzenia naszych poczynań.
Wróćmy jednak do pomysłu na podcast – dlaczego w tytule są „przypisy”? Bo jak to mówią dziewczyny w Tajfunach, ale powtarzam to też sama – jestem przypisowym nerdem.
Nie wiem, czy mieliście kiedyś w rękach którąś z książek wydanych przez Tajfuny. Jeśli tak, to zauważyliście pewnie, że sporo jest w niej przypisów. Nigdy nie przypuszczałam, że takie małe literki potrafią wywoływać tyle emocji, wydawcy boją się ich jak piekielnego ognia, dawno temu usłyszałam nawet, że przypisy to „brak talentu”.
Ale dla mnie, dla nas, literatura z innych krajów to jeden z najlepszych sposobów na poznanie innej kultury i historii. Coś, co jest oczywiste dla Japończyka, który czyta japońską powieść, niekoniecznie musi być tak samo oczywiste dla polskiego czytelnika. Czy to oznacza, że nie powinniśmy sięgać po japońskie książki? Wręcz przeciwnie. To przecież świetna okazja, nie żeby spojrzeć na świat oczyma osób z innego kręgu kulturowego, dowiedzieć się czegoś nowego. A jeśli przy okazji książka jest literacką ucztą? Tym lepiej!
Od samego początku istnienia Tajfunów, jeszcze zanim ogłosiłyśmy powstanie wydawnictwa publicznie, wiedziałyśmy, że kontekst jest ważny. Że to nie żadne nudne antropologiczne smęty – choć mogą być, jeśli tworzenie przypisów polega na przekopiowaniu Wikipedii. Dlatego książki, które nie zostały napisane w ostatnich latach, opatrujemy wstępem. Słyszałyśmy przed wydaniem Zmierzchu, że ludzi takie rzeczy nie interesują, że może kiedyś jeszcze miało to sens, ale teraz? Kto by to czytał? A tu proszę, nie ma dnia, żebyśmy nie usłyszały, że książka super, ale po przeczytaniu wstępu to dopiero coś. Nawet nie wiecie, jak bardzo nas to cieszy.
Siedzę w japońskiej tematyce od ponad dziesięciu lat – i mam na myśli zajmowanie się nią dzień w dzień, najpierw na studiach potem zawodowo. Uczyłam się o japońskiej historii, przeczytałam dziesiątki książek, spędziłam w sumie już lata w samej Japonii, robiłam reporterski research. Ale cały czas się uczę. Pisanie wstępów, robienie przypisów, to dla mnie też nauka – to okazja do doczytania nowych tytułów, odświeżenie notatek, spojrzenie na jakąś kwestię inaczej.
Po to dla mnie są przypisy. Czasami potrzebne są po to, żeby wyjaśnić nawiązanie, którego polski czytelnik może nie wyłapać, innym razem tłumaczą pokrótce np. jakiś moment z historii. Bywa, że opisują w kilku zdaniach danie, które jedzą bohaterowie – a uwierzcie mi, w zbyt wielu książkach widziałam europeizowane nazwy japońskiego jedzenia i nagle okazuje się, że bohater książki nie je onigiri, tylko ryżową kanapkę, nie popija umeshu (czyli nalewki ze śliwek) tylko pije śliwowicę. W Singapurze nagle każdy je stir fry albo ryż z warzywami, tak jakby te dania nie miały swoich nazw. Według mnie reprezentacja i osłuchanie się z takimi nazwami jest ważne – pozwala nam na odegzotyzowanie obcej nam kultury. W XXI wieku, kiedy każdy z nas ma przy sobie niemalże cały czas smartfona, wystarczy wygooglać podczas lektury: mitarashi dango, miso dengaku, umeboshi – żeby zobaczyć w ciągu sekundy dokładnie, jak to jedzenie wygląda. I zbliżyć się do świata, o którym czytamy.
Tak samo ma się rzecz z wieloma innymi aspektami kultury: ubiorem, meblami. Nie wszystko da się ująć w przypisach, czasami nie ma innej drogi niż opisać je w kilku krótkich zdaniach. Dlatego zachęcam do przejmowania inicjatywy, do wyszukiwania nieznanych słów, do podczytania o tym, czym jest teatr no, jakie są oficjalne języki w Singapurze czy jak wygląda malajskie śniadanie.
We wstępach, w przypisach – ale też w wywiadach, w newsletterach, na tajfunowym blogu, w naszych mediach społecznościowych – próbujemy pokazywać, że Azja, a konkretniej Azja Wschodnia, na której skupiamy swoje działania, to nie jakaś mityczna kraina mlekiem i miodem ani nie marketingowa wydmuszka. To ogromny kawał świata zamieszkany przez kilka miliardów ludzi – mówiących tysiącami języków, wyznającymi różne religie. I pokazujemy, że uczenie się o Azji, cieszenie się jej kulturą – na przykład przez pryzmat literatury – jest nie tylko ważne, ale też… fajne.
Chciałabym pokazać, że dowiadywanie się o świecie może przynosić satysfakcję i frajdę. I uświadamiać, że poza samą wiedzą, warto nauczyć się wyłapywać stereotypy, nasze pułapki myślenia, szufladki, do których często wrzucamy to, czego dobrze nie znamy. Nie wszystko da się zmieścić we wstępie, tym bardziej w przypisach. I stąd narodził się pomysł tajfunowego podcastu, miejsca, w którym będę mogła opowiadać o Azji, o tym, jak na nią patrzymy, o mitach, ale także o książkach – tych złych i tych świetnych, o tym, dlaczego na półkach znajdujemy takie a nie inne książki np. z Japonii, jak wygląda praca nad tłumaczeniem.
W Tajfunowych przypisach znajdziecie zatem odcinki, które mają zmienić nasze postrzeganie na Azję Wschodnią i zainspirować do zastanowienia się, dlaczego i jak powielamy różne mity. Czasem będę mówić tylko ja, czasem zaproszę kogoś do rozmowy – mam nadzieję, że uda mi się podzielić rozkminkami, które siedzą w mojej głowie oraz tematami, o których debatujemy często w tajfunowej redakcji.
Pod każdym odcinkiem znajdziecie link z listą książek, które wymieniam w odcinku, źródeł, do których się odnoszę, ale także z tytułami, które polecam do zgłębienia tematu i spojrzenie na jakąś kwestię szerzej. Więc tak – w Tajfunowych przypisach będą przypisy. Inaczej nie byłabym sobą. Taka tajfunowa incepcja, tylko że do posłuchania.
Mam nadzieję, że zostaniecie tu ze mną i z nami na dłużej. Dajcie oczywiście znać, co i jak – czy Wam się podoba, o czym chcielibyście posłuchać, czy jest jakiś temat, o którym chcielibyście dowiedzieć się więcej.
A w przerwach od podcastów zachęcam oczywiście do czytania tajfunowych książek – sporo świetnych tytułów czeka na naszych półkach, a niebawem będziemy ogłaszać i wydawać kolejne. Nie wiem jak Wy, ale ja się jaram.
No to co? Do usłyszenia?
4 replies to “Tajfunowe przypisy – odcinek 0 “Przypisy?! To ktoś to czyta?””
Dagmara
Kocham przypisy! Najciekawsze rzeczy znajduję właśnie tam. Kiedyś robiłam redakcję książki teatroznawczej, w której przypisy zajmowały więcej miejsca niż treść właściwa. A jakie były ciekawe! Nie znam też nikogo, kto by ich nie czytał. Ja sama nie czytam ich tylko wtedy, kiedy wydawca złośliwie wydrukuje je tak minimalną czcionką, że nawet w okularach nie da się ich przeczytać. Kompletnie nie rozumiem wtedy ich sensu. Skoro mamy ich nie czytać, to po co są drukowane?
Zoja
Świetny pomysł na podcast, ja co prawda z tych czytających a nie słuchających, dlatego bardzo się cieszę że są transkrypty <3 tematy związane z orientalizmem, stereotypami itd. mocno mnie kręcą – i jeszcze sporo pracy jest potrzebne żeby trochę odczarować popularne spojrzenie na "egzotyczną" Azję, dlatego super że będziesz o tym mówić! Zaraz zabieram się za kolejne odcinki.
Maja
Dzięki Dziewczyny, wkręcam się 😀
Malgosia
Dziękuję Pani Karolino za przygotowanie tych podcastów. Są wspaniałe. Mocne. Rzeczowe. Naszpikowane wiedzą. Przyznam, że otworzyła mi Pani oczy. Ja tę marketingową wydmuszkę łyknęłam. Początkowo nawet byłam wkurzona, że zburzyła mi Pani wizję tego idealnego kraju wiśni. I mimo tego, że byłam w Japonii, (Japończycy są tacy skromni, zamknięci i wydawali się speszeni), myślałam, że ceremonia herbaciana i wszystkie te „modne” rytuały są dla wtajemniczonych.
Czekam na kolejne odcinki.
Podobne wpisy
Tajfunowe przypisy – odcinek 2 “Czy ikigai to faktycznie japońska recepta na szczęście?”
Cześć! Z tej strony Karolina Bednarz. Witam w drugim odcinku Tajfunowych przypisów, podcastu, w którym będę się starać przybliżyć Wam Azję Wschodnią. Przypomnę jeszcze pokrótce, że nie mam jednak zamiaru …
Tajfunowe rozmowy – odcinek 1 “Jak wyglądają azjatyckie księgarnie?”
Tajfunowe przypisy – odcinek 4 “O co chodzi z tym całym zen?”
Dzień dobry! Z tej strony Karolina Bednarz i po dłuższej świątecznej przerwie witam w kolejnym odcinku „Tajfunowych przypisów”. Jeśli trafiliście lub trafiłyście tu przypadkiem i nie wiecie, o co chodzi, …