Jeszcze nigdy do tej prestiżowej nagrody nie było nominowanych tyle książek spoza Europy – zwłaszcza z Azji – co dobitnie pokazuje, że brytyjski światek krytycznoliteracki coraz bardziej docenia książki tłumaczone z mniej “oczywistych” języków.
Pytanie na początek – dlaczego miałaby nas obchodzić jakaś tam zagraniczna nagroda i to dotycząca książek tłumaczonych z innych języków na angielski? Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że Międzynarodowa Nagroda Bookera, jak i Nagroda Bookera (która skupia się na książkach napisanych po angielsku) to jedne z najbardziej prestiżowych nagród na świecie, które mają ogromny wpływ na to, co jest wydawane nie tylko w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych, ale także w wielu innych krajach. W tym w Polsce. Książki, które zostaną wybrane przez jurorów – bez względu na to, czy wylądują na “długiej” liście, czy “krótkiej” – natychmiast wyłapywane są przez agencje literackie, a co za tym idzie – też przez wydawców na całym świecie. Nie powinno nikogo zatem dziwić, że shortlista została ogłoszona wczoraj, 7 kwietnia, podczas trwania Międzynarodowych Targów Książki w Londynie – targów przede wszystkich branżowych, na które zjeżdżają się pisarze, wydawcy, tłumacze i agenci z różnych krańców świata w poszukiwaniu “tych” tytułów do wydania na swoim literackim podwórku.
Ale zatrzymajmy się na chwilkę i pozwólcie, że wytłumaczę, o co chodzi z “długą” i “krótką” listą. To trochę jak rozgrywki w jakichś mistrzostwach sportowych. Najpierw z nieznanej szerszej publiczności puli wybierane jest kilkanaście książek, które tworzą longlistę. Miesiąc później z tej “długiej” listy jury wybiera sześć tytułów, można by powiedzieć “finalistów”, przy czym finał nazywa się w tym wypadku shortlistą. Półtora miesiąca później spośród tych sześciu książek wybierany jest jeden zwycięzca. W tym roku zostanie on ogłoszony 26 maja.
Dlaczego tegoroczna edycja Międzynarodowej Nagrody Bookera jest wyjątkowa?
Z wielu powodów – ale zanim przejdziemy do samych książek, spójrzmy też na jury. Po raz pierwszy przewodniczącym jury jest irlandzki tłumacz Frank Wynne, któremu zawdzięczamy przekłady na angielski takich pisarzy i pisarek jak francuskojęzyczny Ahmadou Kourouma z Wybrzeża Kości Słoniowej czy hiszpańskojęzyczny Emiliano Monge z Meksyku. Oprócz niego w panelu znaleźli/znalazły się: Merve Emre, Amerykanka tureckiego pochodzenia, wykładowczyni literatury angielskiej na Oksfordzie, Petina Gappah, pisarka i prawniczka z Zimbabwe, Mel Giedroyc, brytyjska prezenterka telewizyjna oraz Jeremy Tiang, singapurski tłumacz literatury chińskiej, dramaturg i pisarz (znajdziecie na naszych półkach między innymi jego świetną powieść State of Emergency).
W Tajfunach wiedziałyśmy, że w takim gronie – zwłaszcza z Jeremym Tiangiem na pokładzie – już sama longlista będzie zapewne wspaniała. Nie miałyśmy jednak pojęcia, jak bardzo. Na trzynaście tytułów pięć pochodzi z rejonu świata, którym się zajmujemy i fascynujemy, czyli z Azji Wschodniej, Południowej i Południowo-Wschodniej (Korea x2, Indonezja, Japonia, Indie). Tylko cztery książki tłumaczone są z “dużych” europejskich języków (2x hiszpański, 1x francuski i 1x portugalski). A poza tym są książki tłumaczone z duńskiego, z norweskiego, z hebrajskiego i z polskiego (Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk!).
Bora Chung – Cursed Bunny; przekład z koreańskiego: Anton Hur. Jonas Eika – After The Sun; przekład z duńskiego: Sherilyn Nicolette Hellberg. Jon Fosse – A New Name: Septology VI-VII; przekład z norweskiego: Damion Searls. David Grossman – More Than I Love My Life; przekład z hebrajskiego: Jessica Cohen. Violaine Huisman – The Book of Mother, przekład z francuskiego: Leslie Camhi. Mieko Kawakami – Heaven; przekład z japońskiego: Samuel Bett & David Boyd. Fernanda Melchor – Paradais; przekład z hiszpańskiego: Sophie Hughes. Sang Young Park – Love in the Big City; przekład z koreańskiego: Anton Hur. Norman Erikson Pasaribu – Happy Stories, Mostly; przekład z indonezyjskiego: Tiffany Tsao. Claudia Pineiro – Elena Knows, przekład z hiszpańskiego: Frances Riddle. Paulo Scott – Phenotypes, przekład z portugalskiego: Daniel Hahn. Geetanjali Shree – Tomb of Sand, przekład z hindi: Daisy Rockwell. Olga Tokarczuk – The Books of Jacob; przekład z polskiego: Jennifer Croft.
Spojrzenie na tytuły tylko przez pryzmat języków, w których zostały napisane też może być mylące. Fernanda Melchor to pisarka z Meksyku, Claudia Piñeiro z Argentyny a Paulo Scott pochodzi z Brazylii. Kiedy dodamy te trzy książki do pięciu tytułów z Azji, okaże się że ponad połowa – 8/13 – nie pochodzi z Europy.
I dla mnie jest to fenomenalny przykład tego, jak zmienia się postrzeganie literatury, zwłaszcza tej “dobrej”.
Choć na longliście znajduje się kilka nazwisk pisarzy i pisarek z Europy, są to w większości autorzy i autorki piszący w “mniejszych” językach: duńskim, norweskim, polskim. Jurorzy i jurorki uznali, że to tam, na peryferiach, na granicach, poza tym, co “oczywiste” – poza wielkimi nazwiskami z Francji, Niemiec czy nawet Szwecji, ale także w dużej mierze w ogóle poza Europą – kryją się najciekawsze literackie perełki. Nie dziwi nas to, bo powtarzamy to od lat, ale na pewno bardzo, bardzo nas to cieszy.
Święto niezależnych wydawców
Tegoroczna Międzynarodowa Nagroda Bookera to także święto niezależnych wydawców. Trzy książki na longliście zostały wydane przez Tilted Axis Press, wydawnictwo, które jest dla nas ogromną inspiracją od samego początku ich działalności – a któremu przewodzi Deborah Smith, która sama wygrała Międzynarodowego Bookera razem z Han Kang za tłumaczenie The Vegetarian (warto tutaj podkreślić, że jest to nagroda wyjątkowa bo współdzielą ją po równo tłumacz/ka i autor/ka). A każdy z tytułów to totalna petarda: Love in the Big City to gejowska powieść o dorastaniu i miłości w słodko-gorzkim stylu na tle azjatyckich metropolii (Seul i Bangkok). Tomb of Sand – epicka powieść, która wymyka się wszelkim definicjom, ale jak dla mnie jest ona po prostu celebracją języka i sztuki tłumaczenia w ogóle, a przy okazji niezwykle plastycznym ukazaniem demonów “wiekiej” historii, jaką był podział Indii. Cudowne opowiadania Happy Stories, MostlyNormana Eriksona Pasaribu, queerowego pisarza z Indonezji, który pisze o funkcjonowaniu nieheteronormatywnych osób w ramach mniejszości, z której pochodzi (jest Batakiem). Co ciekawe – to pierwszy raz gdy książki Tilted Axis zostały nominowane do nagrody przez sześć lat działalności wydawnictwa… i od razu są to trzy tytuły!
Cursed Bunny wydane zostało przez fantastyczne wydawnictwo Honford Star, któremu kibicujemy od samego początku, a które początkowo skupiało się na literaturze koreańskiej, by z czasem sięgać po nieoczywistą prozę z całej Azji. Trzema książkami na longliście może pochwalić się też kolejne niezwykłe wydawnictwo z najwspanialszą minimalistyczną estetyką we wszechświecie i równie świetnymi tekstami – Fitzcarraldo Editions. Jest i The Book of Jacob Olgi Tokarczuk w tłumaczeniu Jennifer Croft, A New Name: Septology VI-VII Jonna Fossego w tłumaczeniu Damiona Stearlsa z norweskiego oraz Paradais wspomnianej wyżej Fernandy Melchor w tłumaczeniu Sophie Hughes z hiszpańskiego.
A poza tym – jest świetne Charco Press, które specjalizuje się w literaturze z Ameryki Południowej i wydane przez nich Elena Knows. Na marginesie dodam, że edynburskie Charco Press to takie Tajfuny latynoamerykańskie, i jeśli interesuje Was tamten kawałek świata, to bierzcie w ciemno wszystko, co wydają. Jest And Other Stories i wydane przez ich Phenotypes, Lolli Editions i After the Sun Jonasa Eiki tłumaczone z duńskiego przez Sherilyn Hellberg (w Polsce książkę Eiki ma wydać ArtRage!), specjalizujące się w literaturze feministycznej Virago i wydana przez nich The Book of Mother. Tylko dwa tytuły zostały wydane przez duże, mainstreamowe wydawnictwa: Heaven Mieko Kawakami przez Picador i More than I Love My Life przez Jonathan Cape.
Celebracja tłumaczy i tłumaczek
Międzynarodowa Nagroda Bookera to też (a może przede wszystkim?) święto tłumaczenia literatury pięknej, celebracja tłumaczy i tłumaczek. Tak jak wiele osób trzymało kciuki za ulubione tytuły, wielu obserwatorów i obserwatorek kibicowało konkretnym tłumaczom, bo to oni są często główną machiną promocyjną przetłumaczonych przez siebie książek i na swój sposób stają się wręcz agent(k)ami pisarzy i pisarek, których tłumaczą.
Dwa tytuły na longliście zostały przełożone przez jednego tłumacza – Antona Hura, jednego z najlepszych aktywnych tłumaczy literatury koreańskiej, który zrobił przy okazji niezwykle dużo dla rozpromowania koreańskiej literatury na anglojęzycznym rynku, udzielając wywiadów, pisząc teksty, tłumacząc do magazynów literackich. Zawdzięczamy mu nie tylko fantastyczne tłumaczenie Cursed Bunny, ale przede wszystkim to, że Bora Chung w ogóle zaistniała w tłumaczeniu i że tyle się o niej mówi. Tak samo postrzegam też Tiffany Tsao, tłumaczkę Normana Eriksona Pasaribu, która wcześniej przekładała już jego poezję (tomik Sergius Seeks Bacchus, Tilted Axis Press) i współpracowała z nim przy różnych projektach, więc w mojej głowie zakodowało się już dawno połączenie: Tiffany x Norman. Nie można nie wspomnieć też o Jennifer Croft, tłumaczce Olgi Tokarczuk, która ponoć dekadę namawiała wydawców na wydanie Flights (czyli Biegunów), późniejszego laureata Międzynarodowej Nagrody Bookera w 2018 roku.
Większość z tłumaczy na liście nominowanych jest aktywna w mediach społecznościowych. Poza promowaniem swoich tłumaczeń i “swoich” autorów i autorek, działa też na rzecz większej widoczności tłumaczy w ogóle. Croft od lat walczy o umieszczanie nazwisk tłumaczy na okładkach i o niezapominaniu o nich przy recenzowaniu książek. Anton Hur pisze od lat w różnych esejach o tym, jak to jest być tłumaczem, który nie jest ani biały ani hetero – nie bez powodu zresztą, gdy wybiera książki do tłumaczenia, zazwyczaj są to książki napisane przez kobiety albo osoby queerowe, które nadal w mainstreamie traktowane są raczej jako “ciekawostki” niż pełnoprawni członkowie i członkinie tego, co nazywamy “literaturą piękną”. Warto podkreślić też fakt, że literatura azjatycka przez długi czas tłumaczona była przede wszystkim przez akademików i akademiczki, co tylko dodawało jej aury “trudności”. Wydawane były dzieła konserwatywne, dobrze wpisujące się w (często politycznie poprawny) “kanon”, w małych nakładach, a najistotniejszy nie był literacki kunszt, lecz techniczna zgodność z oryginałem. I choć w gronie książek przetłumaczonych przez japonistów, koreanistki czy sinolożki znajdują się oczywiście literackie perełki, dopiero tak silna reprezentacja osób, które często pochodzą z danego kraju, tak jak Hur czy Tsao, które postawiły sobie za cel oddanie piękna literatury poza stricte dosłowną poprawnością, sprawiła, że literatura na przykład z Azji celebrowana jest dziś w taki sposób. Co istotne – wszyscy ci tłumacze i tłumaczki poza samą fantastyczną literacką robotą, głośno mówią o pracy tłumaczy, o rynku wydawniczym i o tym, jak trudno jest wykroić sobie miejsce w branży zdominowanej przez białych mężczyzn w średnim wieku, więc tym bardziej cieszy, że ich starania są uznawane już nie tylko przez garstkę fanów niszowej literatury, ale także przez literacki mainstream.
Oczywiście potężną pracę w promowaniu tego, co oznacza bycie tłumaczem, wykonują nie tylko tłumacze i tłumaczki z języków azjatyckich, choć nas interesują oni oczywiście najbardziej. Daniel Hahn, tłumacz Phenotypes, dzieli się z czytelnikami zapleczem swojego warsztatu i razem z jego najnowszym tłumaczeniem, Never Did The Fire chilijskiej pisarki Diameli Eltit w Charco Press ukazał się jego “pamiętnik tłumacza”, Catching the Fire. Nie wiem, jak Was, ale mnie takie rzeczy naprawdę bardzo kręcą – i śmiem twierdzić, że to właśnie wszystkie debaty wokół tłumaczy, ich roli w wydawaniu i promowaniu książek i tego, jak ciężka i słabo nagradzana jest ich praca zmieniły na zawsze krajobraz literatury, tego co i jak jest czytane. I świetnie obrazuje to właśnie tegoroczny Międzynarodowy Booker… w końcu część jury to także osoby, które zawodowo zajmują się tłumaczeniem. Przewodniczący jury, Frank Wynne, po ogłoszeniu longlisty nawoływał do poprawy warunków dla tłumaczy, zwracając uwagę na to, że to karygodne, że w przypadku dwóch książek na longliście, tłumacze nie mają do swojego tłumaczenia praw autorskich (!). “Długa” lista była też celebracją różnorodności i fantastycznej literatury, ale także okazją do dyskusji o bolączkach branży, która do najzdrowszych nie należy, i w w Wielkiej Brytanii i w Polsce…
To wcale nie jest już nisza
No a potem nadeszła shortlista – połowa tytułów to książki z Azji. Niemal wszystkie napisane przez kobiety.
Dwie książki z Fitzcarraldo Editions. Jedna z Charco Press. Jedna z Tilted Axis. Jeden tytuł z Honford Star. Tylko jedna książka z bardziej “mainstreamowego” wydawnictwa, czyli Picador i Heaven. Jeśli to nie jest znak, że to niezależne wydawnictwa, mali wydawcy i wydawczynie, sięgający po książki z mniej znanych i oczywistych języków, przynoszą najciekawsze tytuły, to ja nie wiem, co jest.
Dlatego dla mnie te nominacje to także powód do przypomnienia sobie, dlaczego jako Tajfuny robimy, to co robimy. I dlaczego wydawanie, promowanie, pisanie o, recenzowanie książek w tłumaczeniu, zwłaszcza z nieeuropejskich języków, jest takie ważne. Bo to wcale nie jest (już) nisza. Świadomość tego, że jedna z najbardziej znanych i prestiżowych nagród literackich na świecie postanowiła uhonorować 750-stronicową powieść przetłumaczoną z hindi, groteskowe i często wręcz obrzydliwe feministyczne opowiadania Bory Chung i Heaven, powieść jednej z najbardziej poczytnych feministycznych japońskich pisarek o przemocy w szkole — a których polscy recenzenci w ogóle nie znają i gdy piszą o nagrodzie, robią tylko szybkie streszczenie opisów ze strony wydawnictw i nie czują potrzeby, żeby się lekturze tych książek poświęcić, pokazuje, że mamy w Polsce jeszcze dużo do zrobienia. Potrzebujemy większej przestrzeni na opowiadanie o tych (pozornie) niszowych tytułach w mainstreamie. Nawet jeśli nie idą za tym współprace reklamowe, nawet jeśli te książki nie były i może nie będą wydawane w Polsce.
Międzynarodowa Nagroda Bookera – zwłaszcza tegoroczna edycja, której udało się wybronić wobec corocznych zarzutów o europocentryzm – to okazja jak żadna inna do tego, żeby osoby zajmujące się krytyką literacką pokierowały dyskurs na temat literatury w stronę różnorodności, a nie ciągłej wsobności.
Bo dotychczasowe artykuły na temat Bookera pokazują, że jedyną książką, która interesuje polski świat literacki jest z tej listy książka Olgi Tokarczuk. A jeśli tak (nie ujmując oczywiście twórczości noblistki) to ogromna szkoda. Przede wszystkim dla naszego literackiego świata.
Mam nadzieję, że taki sygnał z Wielkiej Brytanii będzie motywacją – dla wydawców i wydawczyń, dla krytyków i krytyczek literackich, dla redaktorów i redaktorek, dla tłumaczy i tłumaczek – że coś, co pozornie nie ma “biznesowego” sensu, jest właśnie tym, czego rynek literacki potrzebuje (i że też to doceni). Że coś, co może na początku wydaje się zbyt “ryzykowne”, pomoże tej i innym książkom wyłamać drzwi do literackiego mainstreamu. Jeśli w tak mocno zdominowanym przez kilka wielkich wydawnictw rynku, jakim jest rynek brytyjski, udało się dać przestrzeń do celebrowania głosów spoza establishmentu, z mniejszości, z państw i kultur mało reprezentowanych, z małych wydawnictw… dlaczego nie damy też rady zrobić tego u nas?
No i jeszcze raz podkreślę – 5 na 6 tytułów na shortliście napisane zostało przez kobiety. Da się? Da!
Marzy mi się, żeby więcej wydawnictw w Polsce znajdowało w sobie odwagę na wydawanie tak nieoczywistych książek. I zachęcam wszystkich, którzy znają angielski – zwłaszcza osoby, które zajmują się literaturą zawodowo (bez względu na to, czy piszecie recenzje, tłumaczycie czy redagujecie), do sięgnięcia po choćby niektóre książki z tegorocznej listy, nawet jeśli nie napisze o żadnym z tych tytułów żaden dziennikarz. Jak dla mnie jest to selekcja fantastyczna w każdym calu – celebrująca to, czego potrzebujemy w tych czasach najbardziej, czyli oddawania głosu mniejszościom, wywracania mainstreamu do góry nogami. Jak dla mnie to tam – na peryferiach tego, co przez lata uważaliśmy_łyśmy za “wielką” literaturę – w innych krajach, w innych językach, na pograniczu, na styku różnych gatunków, kultur i tożsamości, dzieją się najciekawsze literacko rzeczy. I mam nadzieję, że udaje się nam to pokazywać Wam na co dzień w Tajfunach.
I na sam koniec zdradzę, że polski przekład Cursed Bunny Bory Chung ukaże się w Tajfunach w przyszłym roku – umowę wydawniczą podpisałyśmy dzień przed ogłoszeniem longlisty. Ale z naszej perspektywy to dopiero początek – czekają nas miesiące tłumaczenia, kolacjonowania, redakcji i późniejszej promocji i rozmów z Wami. Życzymy sobie, żeby kiedyś książki tłumaczone z języków azjatyckich w Polsce zostały choćby po części docenione tak, jak na tegorocznej “długiej” i “krótkiej” liście Bookera. I czekamy, aż reszta tytułów znajdzie w Polsce swój dom.
I kto wie, może jeszcze któryś z azjatyckich tytułów zawita w nasze tajfunowe progi? Trzymajcie za to kciuki – polscy czytelnicy i czytelniczki zdecydowanie zasługują na lekturę każdej z tych książek.
W wakacje polecałyśmy Wam pozycje z gatunku science-fiction. Teraz w najlepsze trwa upiorny sezon, przepełniony duchami i zjawami, więc przygotowałyśmy zestaw opowieści, które powodują pojawienie się gęsiej skórki. Oto tajfunowa …
Sayaka Murata jest autorką książki Convenience Store Woman, prawdziwego bestsellera w księgarni Tajfuny, który potrafi zniknąć w kilka godzin od przyjęcia przez nas dostawy. Niecierpliwie czekałyśmy na premierę polskiej wersji, [...]
Popularność dram i k-popu w ostatnich latach sprawiła, że polskie czytelniczki i czytelnicy zainteresowali się literaturą z Korei Południowej. Wśród kandydatów do literackiej Nagrody Nobla wielokrotnie pojawiał się Hwang Sok-Yong, [...]
Serwis i Sklep używa plików cookies, aby dostarczać usługi i funkcje dostosowane do preferencji i potrzeb Użytkowników Sklepu, w szczególności pliki cookies pozwalają rozpoznać urządzenie Użytkownika i odpowiednio wyświetlić stronę internetową, dostosowaną do jego indywidualnych potrzeb.
Pliki cookies mogą mieć charakter tymczasowy, tj. są usuwane z chwilą zamknięcia przeglądarki lub trwały.
Stałe pliki cookies są przechowywane także po zakończeniu korzystania ze stron Serwisu i Sklepu i służą do przechowywania informacji takich jak hasło czy login, co przyspiesza i ułatwia korzystanie ze stron, a także umożliwia zapamiętanie wybranych przez Użytkownika ustawień.
Necessary cookies są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony. Ta kategoria ciastek służy wyłącznie zapewnieniu podstawowych funkcjonalności i bezpieczeństwa strony. Te ciasteczka nie zbierają danych użytkowników.
Wszystkie ciasteczka, które nie są konieczne do prawidłowego działania strony i wykorzystywane do zbierania danych użytkownika np. przez Google Analytics lub inne zintegrowane serwisy są określane jako non-necessary. Potrzebujemy Twojej zgody przed uruchomieniem tych plików cookie w naszej witrynie.
Dlaczego tegoroczna edycja Międzynarodowego Bookera jest wyjątkowa?
Jeszcze nigdy do tej prestiżowej nagrody nie było nominowanych tyle książek spoza Europy – zwłaszcza z Azji – co dobitnie pokazuje, że brytyjski światek krytycznoliteracki coraz bardziej docenia książki tłumaczone z mniej “oczywistych” języków.
Pytanie na początek – dlaczego miałaby nas obchodzić jakaś tam zagraniczna nagroda i to dotycząca książek tłumaczonych z innych języków na angielski? Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że Międzynarodowa Nagroda Bookera, jak i Nagroda Bookera (która skupia się na książkach napisanych po angielsku) to jedne z najbardziej prestiżowych nagród na świecie, które mają ogromny wpływ na to, co jest wydawane nie tylko w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych, ale także w wielu innych krajach. W tym w Polsce. Książki, które zostaną wybrane przez jurorów – bez względu na to, czy wylądują na “długiej” liście, czy “krótkiej” – natychmiast wyłapywane są przez agencje literackie, a co za tym idzie – też przez wydawców na całym świecie. Nie powinno nikogo zatem dziwić, że shortlista została ogłoszona wczoraj, 7 kwietnia, podczas trwania Międzynarodowych Targów Książki w Londynie – targów przede wszystkich branżowych, na które zjeżdżają się pisarze, wydawcy, tłumacze i agenci z różnych krańców świata w poszukiwaniu “tych” tytułów do wydania na swoim literackim podwórku.
Ale zatrzymajmy się na chwilkę i pozwólcie, że wytłumaczę, o co chodzi z “długą” i “krótką” listą. To trochę jak rozgrywki w jakichś mistrzostwach sportowych. Najpierw z nieznanej szerszej publiczności puli wybierane jest kilkanaście książek, które tworzą longlistę. Miesiąc później z tej “długiej” listy jury wybiera sześć tytułów, można by powiedzieć “finalistów”, przy czym finał nazywa się w tym wypadku shortlistą. Półtora miesiąca później spośród tych sześciu książek wybierany jest jeden zwycięzca. W tym roku zostanie on ogłoszony 26 maja.
Dlaczego tegoroczna edycja Międzynarodowej Nagrody Bookera jest wyjątkowa?
Z wielu powodów – ale zanim przejdziemy do samych książek, spójrzmy też na jury. Po raz pierwszy przewodniczącym jury jest irlandzki tłumacz Frank Wynne, któremu zawdzięczamy przekłady na angielski takich pisarzy i pisarek jak francuskojęzyczny Ahmadou Kourouma z Wybrzeża Kości Słoniowej czy hiszpańskojęzyczny Emiliano Monge z Meksyku. Oprócz niego w panelu znaleźli/znalazły się: Merve Emre, Amerykanka tureckiego pochodzenia, wykładowczyni literatury angielskiej na Oksfordzie, Petina Gappah, pisarka i prawniczka z Zimbabwe, Mel Giedroyc, brytyjska prezenterka telewizyjna oraz Jeremy Tiang, singapurski tłumacz literatury chińskiej, dramaturg i pisarz (znajdziecie na naszych półkach między innymi jego świetną powieść State of Emergency).
W Tajfunach wiedziałyśmy, że w takim gronie – zwłaszcza z Jeremym Tiangiem na pokładzie – już sama longlista będzie zapewne wspaniała. Nie miałyśmy jednak pojęcia, jak bardzo. Na trzynaście tytułów pięć pochodzi z rejonu świata, którym się zajmujemy i fascynujemy, czyli z Azji Wschodniej, Południowej i Południowo-Wschodniej (Korea x2, Indonezja, Japonia, Indie). Tylko cztery książki tłumaczone są z “dużych” europejskich języków (2x hiszpański, 1x francuski i 1x portugalski). A poza tym są książki tłumaczone z duńskiego, z norweskiego, z hebrajskiego i z polskiego (Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk!).
Bora Chung – Cursed Bunny; przekład z koreańskiego: Anton Hur.
Jonas Eika – After The Sun; przekład z duńskiego: Sherilyn Nicolette Hellberg.
Jon Fosse – A New Name: Septology VI-VII; przekład z norweskiego: Damion Searls.
David Grossman – More Than I Love My Life; przekład z hebrajskiego: Jessica Cohen.
Violaine Huisman – The Book of Mother, przekład z francuskiego: Leslie Camhi.
Mieko Kawakami – Heaven; przekład z japońskiego: Samuel Bett & David Boyd.
Fernanda Melchor – Paradais; przekład z hiszpańskiego: Sophie Hughes.
Sang Young Park – Love in the Big City; przekład z koreańskiego: Anton Hur.
Norman Erikson Pasaribu – Happy Stories, Mostly; przekład z indonezyjskiego: Tiffany Tsao.
Claudia Pineiro – Elena Knows, przekład z hiszpańskiego: Frances Riddle.
Paulo Scott – Phenotypes, przekład z portugalskiego: Daniel Hahn.
Geetanjali Shree – Tomb of Sand, przekład z hindi: Daisy Rockwell.
Olga Tokarczuk – The Books of Jacob; przekład z polskiego: Jennifer Croft.
Spojrzenie na tytuły tylko przez pryzmat języków, w których zostały napisane też może być mylące. Fernanda Melchor to pisarka z Meksyku, Claudia Piñeiro z Argentyny a Paulo Scott pochodzi z Brazylii. Kiedy dodamy te trzy książki do pięciu tytułów z Azji, okaże się że ponad połowa – 8/13 – nie pochodzi z Europy.
I dla mnie jest to fenomenalny przykład tego, jak zmienia się postrzeganie literatury, zwłaszcza tej “dobrej”.
Choć na longliście znajduje się kilka nazwisk pisarzy i pisarek z Europy, są to w większości autorzy i autorki piszący w “mniejszych” językach: duńskim, norweskim, polskim. Jurorzy i jurorki uznali, że to tam, na peryferiach, na granicach, poza tym, co “oczywiste” – poza wielkimi nazwiskami z Francji, Niemiec czy nawet Szwecji, ale także w dużej mierze w ogóle poza Europą – kryją się najciekawsze literackie perełki. Nie dziwi nas to, bo powtarzamy to od lat, ale na pewno bardzo, bardzo nas to cieszy.
Święto niezależnych wydawców
Tegoroczna Międzynarodowa Nagroda Bookera to także święto niezależnych wydawców. Trzy książki na longliście zostały wydane przez Tilted Axis Press, wydawnictwo, które jest dla nas ogromną inspiracją od samego początku ich działalności – a któremu przewodzi Deborah Smith, która sama wygrała Międzynarodowego Bookera razem z Han Kang za tłumaczenie The Vegetarian (warto tutaj podkreślić, że jest to nagroda wyjątkowa bo współdzielą ją po równo tłumacz/ka i autor/ka). A każdy z tytułów to totalna petarda: Love in the Big City to gejowska powieść o dorastaniu i miłości w słodko-gorzkim stylu na tle azjatyckich metropolii (Seul i Bangkok). Tomb of Sand – epicka powieść, która wymyka się wszelkim definicjom, ale jak dla mnie jest ona po prostu celebracją języka i sztuki tłumaczenia w ogóle, a przy okazji niezwykle plastycznym ukazaniem demonów “wiekiej” historii, jaką był podział Indii. Cudowne opowiadania Happy Stories, Mostly Normana Eriksona Pasaribu, queerowego pisarza z Indonezji, który pisze o funkcjonowaniu nieheteronormatywnych osób w ramach mniejszości, z której pochodzi (jest Batakiem). Co ciekawe – to pierwszy raz gdy książki Tilted Axis zostały nominowane do nagrody przez sześć lat działalności wydawnictwa… i od razu są to trzy tytuły!
Cursed Bunny wydane zostało przez fantastyczne wydawnictwo Honford Star, któremu kibicujemy od samego początku, a które początkowo skupiało się na literaturze koreańskiej, by z czasem sięgać po nieoczywistą prozę z całej Azji. Trzema książkami na longliście może pochwalić się też kolejne niezwykłe wydawnictwo z najwspanialszą minimalistyczną estetyką we wszechświecie i równie świetnymi tekstami – Fitzcarraldo Editions. Jest i The Book of Jacob Olgi Tokarczuk w tłumaczeniu Jennifer Croft, A New Name: Septology VI-VII Jonna Fossego w tłumaczeniu Damiona Stearlsa z norweskiego oraz Paradais wspomnianej wyżej Fernandy Melchor w tłumaczeniu Sophie Hughes z hiszpańskiego.
A poza tym – jest świetne Charco Press, które specjalizuje się w literaturze z Ameryki Południowej i wydane przez nich Elena Knows. Na marginesie dodam, że edynburskie Charco Press to takie Tajfuny latynoamerykańskie, i jeśli interesuje Was tamten kawałek świata, to bierzcie w ciemno wszystko, co wydają. Jest And Other Stories i wydane przez ich Phenotypes, Lolli Editions i After the Sun Jonasa Eiki tłumaczone z duńskiego przez Sherilyn Hellberg (w Polsce książkę Eiki ma wydać ArtRage!), specjalizujące się w literaturze feministycznej Virago i wydana przez nich The Book of Mother. Tylko dwa tytuły zostały wydane przez duże, mainstreamowe wydawnictwa: Heaven Mieko Kawakami przez Picador i More than I Love My Life przez Jonathan Cape.
Celebracja tłumaczy i tłumaczek
Międzynarodowa Nagroda Bookera to też (a może przede wszystkim?) święto tłumaczenia literatury pięknej, celebracja tłumaczy i tłumaczek. Tak jak wiele osób trzymało kciuki za ulubione tytuły, wielu obserwatorów i obserwatorek kibicowało konkretnym tłumaczom, bo to oni są często główną machiną promocyjną przetłumaczonych przez siebie książek i na swój sposób stają się wręcz agent(k)ami pisarzy i pisarek, których tłumaczą.
Dwa tytuły na longliście zostały przełożone przez jednego tłumacza – Antona Hura, jednego z najlepszych aktywnych tłumaczy literatury koreańskiej, który zrobił przy okazji niezwykle dużo dla rozpromowania koreańskiej literatury na anglojęzycznym rynku, udzielając wywiadów, pisząc teksty, tłumacząc do magazynów literackich. Zawdzięczamy mu nie tylko fantastyczne tłumaczenie Cursed Bunny, ale przede wszystkim to, że Bora Chung w ogóle zaistniała w tłumaczeniu i że tyle się o niej mówi. Tak samo postrzegam też Tiffany Tsao, tłumaczkę Normana Eriksona Pasaribu, która wcześniej przekładała już jego poezję (tomik Sergius Seeks Bacchus, Tilted Axis Press) i współpracowała z nim przy różnych projektach, więc w mojej głowie zakodowało się już dawno połączenie: Tiffany x Norman. Nie można nie wspomnieć też o Jennifer Croft, tłumaczce Olgi Tokarczuk, która ponoć dekadę namawiała wydawców na wydanie Flights (czyli Biegunów), późniejszego laureata Międzynarodowej Nagrody Bookera w 2018 roku.
Większość z tłumaczy na liście nominowanych jest aktywna w mediach społecznościowych. Poza promowaniem swoich tłumaczeń i “swoich” autorów i autorek, działa też na rzecz większej widoczności tłumaczy w ogóle. Croft od lat walczy o umieszczanie nazwisk tłumaczy na okładkach i o niezapominaniu o nich przy recenzowaniu książek. Anton Hur pisze od lat w różnych esejach o tym, jak to jest być tłumaczem, który nie jest ani biały ani hetero – nie bez powodu zresztą, gdy wybiera książki do tłumaczenia, zazwyczaj są to książki napisane przez kobiety albo osoby queerowe, które nadal w mainstreamie traktowane są raczej jako “ciekawostki” niż pełnoprawni członkowie i członkinie tego, co nazywamy “literaturą piękną”. Warto podkreślić też fakt, że literatura azjatycka przez długi czas tłumaczona była przede wszystkim przez akademików i akademiczki, co tylko dodawało jej aury “trudności”. Wydawane były dzieła konserwatywne, dobrze wpisujące się w (często politycznie poprawny) “kanon”, w małych nakładach, a najistotniejszy nie był literacki kunszt, lecz techniczna zgodność z oryginałem. I choć w gronie książek przetłumaczonych przez japonistów, koreanistki czy sinolożki znajdują się oczywiście literackie perełki, dopiero tak silna reprezentacja osób, które często pochodzą z danego kraju, tak jak Hur czy Tsao, które postawiły sobie za cel oddanie piękna literatury poza stricte dosłowną poprawnością, sprawiła, że literatura na przykład z Azji celebrowana jest dziś w taki sposób. Co istotne – wszyscy ci tłumacze i tłumaczki poza samą fantastyczną literacką robotą, głośno mówią o pracy tłumaczy, o rynku wydawniczym i o tym, jak trudno jest wykroić sobie miejsce w branży zdominowanej przez białych mężczyzn w średnim wieku, więc tym bardziej cieszy, że ich starania są uznawane już nie tylko przez garstkę fanów niszowej literatury, ale także przez literacki mainstream.
Oczywiście potężną pracę w promowaniu tego, co oznacza bycie tłumaczem, wykonują nie tylko tłumacze i tłumaczki z języków azjatyckich, choć nas interesują oni oczywiście najbardziej. Daniel Hahn, tłumacz Phenotypes, dzieli się z czytelnikami zapleczem swojego warsztatu i razem z jego najnowszym tłumaczeniem, Never Did The Fire chilijskiej pisarki Diameli Eltit w Charco Press ukazał się jego “pamiętnik tłumacza”, Catching the Fire. Nie wiem, jak Was, ale mnie takie rzeczy naprawdę bardzo kręcą – i śmiem twierdzić, że to właśnie wszystkie debaty wokół tłumaczy, ich roli w wydawaniu i promowaniu książek i tego, jak ciężka i słabo nagradzana jest ich praca zmieniły na zawsze krajobraz literatury, tego co i jak jest czytane. I świetnie obrazuje to właśnie tegoroczny Międzynarodowy Booker… w końcu część jury to także osoby, które zawodowo zajmują się tłumaczeniem. Przewodniczący jury, Frank Wynne, po ogłoszeniu longlisty nawoływał do poprawy warunków dla tłumaczy, zwracając uwagę na to, że to karygodne, że w przypadku dwóch książek na longliście, tłumacze nie mają do swojego tłumaczenia praw autorskich (!). “Długa” lista była też celebracją różnorodności i fantastycznej literatury, ale także okazją do dyskusji o bolączkach branży, która do najzdrowszych nie należy, i w w Wielkiej Brytanii i w Polsce…
To wcale nie jest już nisza
No a potem nadeszła shortlista – połowa tytułów to książki z Azji. Niemal wszystkie napisane przez kobiety.
Dwie książki z Fitzcarraldo Editions. Jedna z Charco Press. Jedna z Tilted Axis. Jeden tytuł z Honford Star. Tylko jedna książka z bardziej “mainstreamowego” wydawnictwa, czyli Picador i Heaven. Jeśli to nie jest znak, że to niezależne wydawnictwa, mali wydawcy i wydawczynie, sięgający po książki z mniej znanych i oczywistych języków, przynoszą najciekawsze tytuły, to ja nie wiem, co jest.
Dlatego dla mnie te nominacje to także powód do przypomnienia sobie, dlaczego jako Tajfuny robimy, to co robimy. I dlaczego wydawanie, promowanie, pisanie o, recenzowanie książek w tłumaczeniu, zwłaszcza z nieeuropejskich języków, jest takie ważne. Bo to wcale nie jest (już) nisza. Świadomość tego, że jedna z najbardziej znanych i prestiżowych nagród literackich na świecie postanowiła uhonorować 750-stronicową powieść przetłumaczoną z hindi, groteskowe i często wręcz obrzydliwe feministyczne opowiadania Bory Chung i Heaven, powieść jednej z najbardziej poczytnych feministycznych japońskich pisarek o przemocy w szkole — a których polscy recenzenci w ogóle nie znają i gdy piszą o nagrodzie, robią tylko szybkie streszczenie opisów ze strony wydawnictw i nie czują potrzeby, żeby się lekturze tych książek poświęcić, pokazuje, że mamy w Polsce jeszcze dużo do zrobienia. Potrzebujemy większej przestrzeni na opowiadanie o tych (pozornie) niszowych tytułach w mainstreamie. Nawet jeśli nie idą za tym współprace reklamowe, nawet jeśli te książki nie były i może nie będą wydawane w Polsce.
Międzynarodowa Nagroda Bookera – zwłaszcza tegoroczna edycja, której udało się wybronić wobec corocznych zarzutów o europocentryzm – to okazja jak żadna inna do tego, żeby osoby zajmujące się krytyką literacką pokierowały dyskurs na temat literatury w stronę różnorodności, a nie ciągłej wsobności.
Bo dotychczasowe artykuły na temat Bookera pokazują, że jedyną książką, która interesuje polski świat literacki jest z tej listy książka Olgi Tokarczuk. A jeśli tak (nie ujmując oczywiście twórczości noblistki) to ogromna szkoda. Przede wszystkim dla naszego literackiego świata.
Mam nadzieję, że taki sygnał z Wielkiej Brytanii będzie motywacją – dla wydawców i wydawczyń, dla krytyków i krytyczek literackich, dla redaktorów i redaktorek, dla tłumaczy i tłumaczek – że coś, co pozornie nie ma “biznesowego” sensu, jest właśnie tym, czego rynek literacki potrzebuje (i że też to doceni). Że coś, co może na początku wydaje się zbyt “ryzykowne”, pomoże tej i innym książkom wyłamać drzwi do literackiego mainstreamu. Jeśli w tak mocno zdominowanym przez kilka wielkich wydawnictw rynku, jakim jest rynek brytyjski, udało się dać przestrzeń do celebrowania głosów spoza establishmentu, z mniejszości, z państw i kultur mało reprezentowanych, z małych wydawnictw… dlaczego nie damy też rady zrobić tego u nas?
No i jeszcze raz podkreślę – 5 na 6 tytułów na shortliście napisane zostało przez kobiety. Da się? Da!
Marzy mi się, żeby więcej wydawnictw w Polsce znajdowało w sobie odwagę na wydawanie tak nieoczywistych książek. I zachęcam wszystkich, którzy znają angielski – zwłaszcza osoby, które zajmują się literaturą zawodowo (bez względu na to, czy piszecie recenzje, tłumaczycie czy redagujecie), do sięgnięcia po choćby niektóre książki z tegorocznej listy, nawet jeśli nie napisze o żadnym z tych tytułów żaden dziennikarz. Jak dla mnie jest to selekcja fantastyczna w każdym calu – celebrująca to, czego potrzebujemy w tych czasach najbardziej, czyli oddawania głosu mniejszościom, wywracania mainstreamu do góry nogami. Jak dla mnie to tam – na peryferiach tego, co przez lata uważaliśmy_łyśmy za “wielką” literaturę – w innych krajach, w innych językach, na pograniczu, na styku różnych gatunków, kultur i tożsamości, dzieją się najciekawsze literacko rzeczy. I mam nadzieję, że udaje się nam to pokazywać Wam na co dzień w Tajfunach.
I na sam koniec zdradzę, że polski przekład Cursed Bunny Bory Chung ukaże się w Tajfunach w przyszłym roku – umowę wydawniczą podpisałyśmy dzień przed ogłoszeniem longlisty. Ale z naszej perspektywy to dopiero początek – czekają nas miesiące tłumaczenia, kolacjonowania, redakcji i późniejszej promocji i rozmów z Wami. Życzymy sobie, żeby kiedyś książki tłumaczone z języków azjatyckich w Polsce zostały choćby po części docenione tak, jak na tegorocznej “długiej” i “krótkiej” liście Bookera. I czekamy, aż reszta tytułów znajdzie w Polsce swój dom.
I kto wie, może jeszcze któryś z azjatyckich tytułów zawita w nasze tajfunowe progi? Trzymajcie za to kciuki – polscy czytelnicy i czytelniczki zdecydowanie zasługują na lekturę każdej z tych książek.
Podobne wpisy
Azjatyckie kryminały i opowieści grozy – nasze rekomendacje
W wakacje polecałyśmy Wam pozycje z gatunku science-fiction. Teraz w najlepsze trwa upiorny sezon, przepełniony duchami i zjawami, więc przygotowałyśmy zestaw opowieści, które powodują pojawienie się gęsiej skórki. Oto tajfunowa …
Miesiąc Historii Kobiet: Sayaka Murata
Literatura koreańska – 10 książek na początek