Każda książka z Tajlandią w roli głównej automatycznie ląduje na szczycie mojej kupki wstydu. Tak też było z A Good True Thai, która poświęcona jest okresowi tajskiej historii, o której nie wiedziałam wcześniej niemalże nic, a dokładnie o protestach prodemokratycznych w latach 70. i ofiarach masakry na Uniwersytecie Thammasat.
To książka nie tylko o historii, ale także (a może przede wszystkim) o klasie. Det, jeden z głównych bohaterów, pochodzi z królewskiej rodziny i jest w dużej mierze odizolowany od problemów, z którymi borykają się jego rówieśnicy. Kiedy na kampusie i w całym mieście wybuchają protesty, Det oraz jego znajomi, którzy nie mają takiej poduszki bezpieczeństwa jak on ani arystokratycznej krwi, próbują połapać się, czy jest dla nich w tym ruchu miejsce, a jeśli tak – to na jakich zasadach powinni w nim uczestniczyć.
Postacią, która ich inspiruje i popycha do działania jest Chit Phumisak, prawdziwa postać, aktywista, poeta i działacz komunistyczny, który został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach. I to komunizm dla trójki przyjaciół: Deta, Lek i Changa zdaje się być rozwiązaniem, którego potrzebuje Tajlandia. Dlatego też decydują się na zamieszkanie z komunistycznymi bojówkami w dżungli w północnej Tajlandii. A co z tego wynika? O tym musicie przekonać się już sami.
Dla mnie była to nie tylko ciekawa opowieść na poziomie narracji, ale także inne spojrzenie na historię regionu, o którym dowiadujemy się z reguły z perspektywy europejskiej czy amerykańskiej. Akcja dzieje się w czasie, gdy w Wietnamie upada Ho Chi Minh, a w Kambodży wygrywają Czerwoni Khmerowie. A w Tajlandii – i w A Good True Thai i w historycznej rzeczywistości – lała się wtedy na ulicach krew.
Na razie nie ma opinii o produkcie.