Wbrew temu, co może sugerować tytuł, nie jest to książka tylko o bułeczkach bao. To książka o kuchni chińskiej w ogóle (choć trudno mówić o kuchni “chińskiej” jako takiej, bo każdy rejon ma swoją kulinarną specyfikę) – świetne wprowadzenie dla tych, którzy może przytłaczać rozmiar i rozmach China: The Cookbook. Świetnym argumentem za tym, że jest to dobra książka na początek, jest też fakt, że każdemu przepisowi towarzyszy zdjęcie.
Autorką książki jest Céline Chung, właścicielka kilku restauracji w Paryżu, która postanowiła stworzyć razem ze swoim zespołem zbiór przepisów, za które kocha chińską kuchnię i jej różnorodność. Jak w każdej dobrej książce kulinarnej zaczynamy od wstępu z podstawowymi składnikami, przyprawami i niezbędnymi przyborami kuchennymi (w końcu jak przyrządzić tytułowe bao bez specjalnego bambusowego koszyczka do gotowania na parze?). Po wstępie przychodzi czas na śniadanie, potem na przystawki (koniecznie spróbujcie marynowanego bakłażana na ostro i naleśników ze szczypiorem). Później – gwiazda książki, czyli bao. Znajdziecie tutaj instrukcję robienia baozi krok po kroku ze zdjęciami.
Na stronach Bao Family możecie znaleźć też przepisy stricte “obiadowe” – w roli głównej ryba i mięso, ale na szczęście jest też sporo wege przepisów, na przykład na kultowe danie z poszatkowanego i podsmażonego ziemniaka, czyli tǔdòusī (土豆絲). Ja za to sprzedałabym duszę za smażoną na woku białą kapustę z dodatkiem czosnku, suszonych czerwonych chilli i wina shaoxing. No i koniecznie spróbujcie przepisu na májiàng miàn (麻酱面), czyli makaron na zimno w sosie sezamowym.
A na koniec oczywiście to, co lubię najbardziej – czyli tradycyjne azjatyckie słodycze Z podróżami do Chin czy na Tajwan najbardziej kojarzy mi się bao z nadzieniem z czarnego sezamu i kiedyś w wolnej chwili spróbuję swoich sił z przyrządzeniem tego u siebie, zwłaszcza gdy zatęsknię za smakami z tamtego kawałka świata.
