W otwierających się na świat Chinach Handong próbuje swoich sił w biznesie i szczebel po szczeblu wspina się po drabinie społecznych hierarchii. Ma wszystko, o czym można zamarzyć: kilka mieszkań, ogrom pieniędzy, wysoko postawioną w partii rodzinę, firmę, a wieczorami karmi swoje libido w ramionach kobiet i mężczyzn. Choć oczywiście, jeśli już wraca do siebie z mężczyzną, to robi to tak, żeby nikt tego nie zauważył, a sam nazywa to po prostu “zabawą” albo “eksperymentem”. A kiedy musi wyjść na wystawną kolację, zawsze towarzyszy mu piękna kobieta.
Jego rodzina naciska go, żeby znalazł sobie żonę, ustatkował się, a Handong coraz częściej szuka sensu życia, spędzając noce z poznanymi mniej i bardziej przypadkowo mężczyznami. I pewnego dnia na jego drodze staje Lan Yu – student, który dopiero co przyjechał do Pekinu z odległego Xinjang. I którego Handong niewiele później uwodzi.
Na początku Beijing Comrades skupia się głównie na coraz większej obsesji Handonga na temat Lan Yu – kombinowaniu, jak spędzić kolejną noc razem, na opisach scen seksu (które są momentami bardzo graficzne), na próbach zapewnienia, że nikt się o ich relacji nie dowie, a z drugiej strony – na próbach zapewnienia, że Lan Yu będzie dostępny dla Handonga na każde zawołanie, nawet kosztem ogromnych sum pieniędzy. Kiedy okazuje się, że Lan Yu nie robi tego dla pieniędzy i nie boi nazwać siebie “gejem”, Handong popada w popłoch. Próbuje przekonać siebie, że to “problem” Lan Yu, nie jego, że on tylko robił “to”, w ramach “eksperymentu” i że jest przecież jak najbardziej “normalny”.
Beijing Comrades to książka o poszukiwaniu swojej tożsamości, o tym, co jest “normalne”, w kraju, w którym od mężczyzn oczekiwało i oczekuje się, że będą mieli mieszkanie, wezmą ślub, potem spłodzą dziecko. I gdzie bycie osobą LGBT jest po prostu nie do pomyślenia. A odwaga, żeby żyć według siebie, wiąże się często z ogromem wyrzeczeń. Ale to także opowieść o miłości, o tragicznych wyborach, o popełnianiu błędów, o naszej definicji męskości, o bezsensowności współczesnego społeczeństwa i świata, w którym nie można być sobą.
Angielskie tłumaczenie opatrzone jest świetnym wstępem tłumacza, który opisuje, jak pracował nad tekstem – a powstał on z kompilacji różnych wydań Beijing Comrades, także pierwszych tekstów publikowanych online – oraz świetnym esejem na koniec, który stawia tę książkę w szerszym kontekście queerowej chińskiej kultury. Co istotne – Bei Tong to pseudonim artystyczny i nikt nie zna tożsamości osoby, która napisała tę książkę.
Tak, książka bywa momentami stereotypowa, tak, momentami trąci fanfiction, tak, jest w niej dużo scen seksu. Ale dla mnie nie są to wady – w jakiś sposób sprawia to, że książka jest prawdziwa, nieidealna, lekko chaotyczna, bo pełna emocji, tak jak bohaterowie książki.
Na razie nie ma opinii o produkcie.