Don Mee Choi pisze w sposób, którego nie da się podrobić i wystarczy szybki rzut oka na tekst, pobieżne przekartkowanie kartek, żeby poczuć, że to ona. W DMZ Colony poetka i tłumaczka rozwija myśl, która przyświecała jej esejowi Translation is a Mode=Translation is an Anti-neocolonial Mode – że Korea to kraj narodzony z traumy, który nadal w pełni nie jest wolny.
DMZ Colony to zbiór wierszy, wyimaginowanych listów, spisanych rozmów, zdjęć, kolaży i rysunków. Najmocniej uderzyła mnie pierwsza część bazowana na rozmowie z Ahn Hak-Sŏpem, która tak naprawdę jest opowieścią o torturach – i z rąk japońskich okupantów i oskarżających go o sympatyzowanie z Północą Koreańczyków. Później wgniotły mnie w fotel listy (w posłowiu Don Mee Choi tłumaczy, że sama je napisała, zainspirowana prawdziwą historią), które z perspektywy dziecka opisują masakrę w Sancheong-Hamyang. W 1951 roku rzezi obywateli dokonało koreańskie wojsko. Swoi mordowali swoich. I jak pisze Don Mee Choi, przez wiele lat koreański rząd ukrywał i zamydlał te historie.
To książka, która wywraca bebechy, która zmusza do poszukiwań i doczytywania na temat historii na własną rękę, która inspiruje i od strony samej treści i na poziomie języka i pod kątem wizualnym.
Na razie nie ma opinii o produkcie.