Zdecydowanie za mało jest książek, które opowiadają w formie fikcji o japońskiej imperialistycznej inwazji na Pacyfiku – i pod kątem tego, czego się dopuściła japońska armia, jak i tego, w jakiej beznadziejnej sytuacji japońscy żołnierze bywali często zostawiani przez swoich dowodców. Finger Bone – w świetnym tłumaczeniu Takami Niedy – to jedna z takich powieści. I choć dość krótka, trudno jest o niej przez długi czas zapomnieć.
O wszystkim dowiadujemy się od anonimowego narratora, który został w 1942 roku wysłany do Papui Nowej Gwinei i trafia w pewnym momencie ranny do szpitala polowego. Część akcji dzieje się w dusznym szpitalu przepełnionym śmiercią i krzykiem, a reszta – w równie dusznej i przerażającej dżungli. Nie ma imienia nie tylko dla nas, ale i dla swoich dowódców, jak wielu jego towarzyszy jest on po prostu mięsem armatnim, a jego życie nie ma znaczenia. Brakuje podstawowych środków leczniczych, jedzenia, ale także informacji – w zaduchu dżungli i śmierci niewiadomo już, co jest prawdą i dla kogo i z kim tak naprawdę się walczy. Każdy chce jednak wierzyć, że japońska armia wygrywa, nawet jeśli nie na papuaskim froncie.
Choć Finger Bone zawiera kilka graficznych scen, książka ma tak naprawdę powolny rytm. Nie dzieje się tu wiele – wspomnienia, czekanie, obserwowanie i poczucie beznadziei. Takahashiemu udało się jednak bez jakichkolwiek eksperymentów w kwestii formy ani nadmiernie skomplikowanego języka świetnie ukazać to, jak bardzo wojna pozbawiona jest jakiegokolwiek sensu. I że towarzyszy jej tylko zniszczenie, cierpienie i śmierć. A czasami jedyne, co po nas zostaje – jeśli w ogóle coś – to tytułowa mała kosteczka jednego palca.