“Kim jest ten cały DallerGut?” – zastanawiałam się, sięgając po ten kolejny koreański bestseller o milionowym nakładzie i kolejny comfort book, powieść-kocyk, jaka ukazała się w polskim przekładzie. – “Nie brzmi mi to na koreańskie nazwisko.”
Rzeczywiście, jeśli liczycie na mocno stąpającą po ziemi ciepłą opowieść obyczajową dziejącą się w Korei Południowej, to możecie się zawieść. Nasza bohaterka, która właśnie rozpoczyna pracę w Galerii Snów, mieszka w fantastycznej krainie, w której tworzy się i handluje snami, walutą są emocje, porządku pilnują futrzaste noctilucas, a leprechauny w sąsiedztwie produkują buciki. Wszystko w tym dziwnym miejscu jest zaskakujące i na swój sposób urocze, a poznawanie sposobu funkcjonowania sklepu, jego pracowników i pojawiających się gościnnie twórców snów, przypominających hollywoodzkich celebrytów, było dla mnie największym atutem powieści.
Galeria snów DallerGuta to pierwsza powieść inżynierki Lee Mi Ye, a jej wydanie – jak dowiadujemy się z biogramu autorki na okładce – wsparli czytelnicy na zasadzie crowdfundingu. Podczas lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że sięgnęłam po powieść z półki dużo młodszego rodzeństwa (tak, możecie śmiało sprezentować ją dzieciom własnym lub bliskim) – ale czy wszyscy czasami nie mamy ochoty na coś uroczego i bezpretensjonalnego?