Będę powtarzać do znudzenia: książek o koreańskim gotowaniu nigdy za wiele. Rzucam się na każdą nowość, pewnie dlatego, że czekałam na falę zachwytu koreańskim jedzeniem wiele lat. Ale doczekałam się i do kolekcji dołączyło Korean Home Cooking, które zapewniło mi kolejne kulinarne atrakcje na pandemiczne wieczory.
Za co podoba mi się ta książka? Przepisy przepisami, ale świetnie opisuje podstawowe techniki przygotowywania koreańskich dań: metody krojenia, jak ugotować dobry ryż, jakie podstawowe składniki i sprzęt będą niezbędne do zaczęcia przygody z koreańskim gotowaniem i tak dalej.
Każdy znajdzie w Home Korean Cooking coś dla siebie: i mięsożercy pragnący przepisu na koreańską kaszankę i weganie, którzy poszukują pomysłów na kolejne banchany. Ja należę do tej drugiej grupy, więc testowałam wszystko, gdzie warzywa grają główną rolę: na słodkawą czarną soję kongjang, naleśniki kimchi jeon, do których zużywam zawsze “przejrzałe” kimchi (tutaj ominęłam jajko i mięsny bonus), gaji namul, czyli smażone bakłażany z sosem sojowym i chilli i odświeżające kong namul z kiełków sojowych, bez których trudno mi sobie wyobrazić bibimbap.
W chłodniejsze dni przetestuję na pewno przepis na placuszki hotteok, bo ten zapach lekko przypalonego brązowego cukru niezmiennie kojarzy mi się z seulską późną jesienią.
Na razie nie ma opinii o produkcie.