Dawno żadna książka mnie tak psychicznie nie poturbowała. Dlatego, mimo że zaznaczamy trigger warnings na samym dole opisu, podkreślę tutaj raz jeszcze: zdecydowanie odradzam lekturę tym, którzy mierzą się z depresją i myślami samobójczymi oraz wszystkim, dla których poruszanie takiego tematu może przyczynić się do pogorszenia samopoczucia czy mimowolnych wspomnień traumatycznego wydarzenia.
Linda Collins w swojej książce opisuje samobójczą śmierć swojej nastoletniej córki i próbuje zrozumieć, co doprowadziło ją do takiej decyzji. To historia żałoby – jest tu złość, smutek, wyparcie – ale przede wszystkim chęć dojścia do tego, dlaczego to się stało. W pewnym momencie Loss Adjustment przeradza się jednak w opowieść o Singapurze – kraju, w którym najważniejsze są akademickie i zawodowe osiągnięcia, nawet jeśli kosztem własnego zdrowia, o presji społecznej, o klasizmie. Kiedy autorka odkrywa dzienniki swojej córki, zaczyna powoli rozumieć, z jaką presją się mierzyła, jak jej społeczne fobie i depresja uniemożliwiały jej funkcjonowanie w szkole, jak bardzo była nieszczęśliwa.
W Loss Adjustment nie znajdziecie oklepanych frazesów a la “czas leczy rany”. Autorka dzieli się z nami swoim zagubieniem, wściekłością, chęcią obwinienia kogoś za to, co się stało. Kiedy zaczyna rozmawiać z koleżankami zmarłej córki, z jej nauczyciel(k)ami, okazuje się, że wiele osób miało świadomość tego, że Victoria przeżywa kryzys psychiczny, ale nikt nie wpadł na to, żeby matkę o tym poinformować. To książka bardzo “ludzka” – jest tu cała gama emocji, przechodzimy przez cykl (nie)godzenia i prób zrozumienia razem z autorką. Ale oprócz śmierci i żałoby, jest w niej też piękno, wrażliwość, wspomnienia momentów, które matka dzieliła z córką. I ogromna szczerość oraz odwaga, by dzielić się tym wszystkim z innymi.