Moje motto (a przynajmniej jedno z nich) brzmi: dobrych książek kulinarnych nigdy za wiele. Jakiś czas temu polecałam Our Korean Kitchen, dziś przyszła kolej na kolejne cudo – My Korea.
Autor świetnie wprowadza w świat koreańskiej kuchni: tłumaczy czym są podstawowe przyprawy, czyli pasty do doenjang i gochujang, pokazuje różne typy wodorostów, papryczek chilli, makaronów, tofu czy ryżowych klusek. Wszystko po to, żeby przepisy na kolejnych stronach nie przytłoczyły i żeby wizyta w sklepie z azjatyckim jedzeniem, do którego wybierzemy się po zapasy, zanadto nas nie przytłoczyła.
Kiedy zdobędziemy podstawowe składniki, możemy przechodzić do działania. Najlepiej oczywiście zacząć od przystawek, banchan, bez trudno wyobrazić sobie koreański posiłek – ja kocham na przykład marynowane w sosie sojowym liście pachnotki (kkaennip jangachi), marynowane na ostro ogórki (oi muchim) czy pikantny szczypior (buchu muchim).
W koreańskiej kuchni dużo jest mięsa i owoców morza i odzwierciedla to też wybór przepisów w My Korea. Nie oznacza to jednak, że wegetarianie czy weganie nie mogą nacieszyć się większością z nich – wystarczy pominąć mięso albo dodać jakiś zamiennik i voila, można zajadać się pysznym doenjang jjigae czy naleśnikiem pajeon (wystarczy pominąć żołtko w przepisie; wiele tradycyjnych przepisów nawet nie ma w ogóle w składzie jajka, więc don’t worry). A na koniec można spróbować przyrządzić słodki cynamonowy napój z dodatkiem suszonych owoców jujuby (znajdziecie je w większości azjatyckich sklepów), w sam raz, gdy za oknem szaro i smutno.
Na razie nie ma opinii o produkcie.