Różową Linię powinien przeczytać każdy. Bo to książka nie tyle o prawach osób LGBTQ+, ale o świecie w ogóle – świecie podzielonym na dwa obozy i zajętym “wojną kulturową”, w której jednym z głównych tematów są właśnie prawa osób nieheteronormatywnych. A straszenie “ideologią gender” znamy przecież bardzo dobrze z polskiego podwórka.
Mark Gevisser przez lata jeździł po wielu krajach na różnych kontynentach i splatając historie konkretnych osób, lokalnych organizacji oraz szerszy kontekst geopolityczny i historyczny, opisuje i konkretne problemy, z którymi stykają się społeczności LGBTQ+ w konkretnych krajach, ale też pozwala nam zrozumieć, skąd wynika taka, a nie inna sytuacja i dlaczego w niektórych częściach świata sytuacja osób LGBTQ+ ulega ciągle pogorszeniu.
A powody nie są zawsze oczywiste. Łatwiej jest uznać jakiś kraj za “zacofany” i zapomnieć o tym, że wiele praw penalizujących związki jednopłciowe czy w ogóle seks między osobami tej samej płci to pokłosie kolonializmu. Jak na przykład sekcja 377 kodeksu karnego wprowadzonego w brytyjskich koloniach, który zakazywał wszystkich stosunków seksualnych “wbrew naturze” i obowiązuje nadal w wielu azjatyckich krajach: w Bangladeszu, Malezji, Mjanmie, Pakistanie, Singapurze i Sri Lance. W Indiach został zniesiony dopiero niedawno, bo w 2018 roku.
Książka nie skupia się na jednym regionie świata – autor pisze np. o Ugandzie, Malawi, Palestynie, Stanach Zjednoczonych, Egipcie, Meksyku i Rosji. Ale azjatyckich wątków jest na stronach Różowej Linii sporo – i jako szeroki kontekst na temat brytyjskiego kolonializmu i jako wstawki w bardziej “tematycznych” fragmentach (na przykład o Indonezji i Malezji w kontekście “politycznej homofobii”, często w kontekście religijnym), ale także jako główny temat kilku rozdziałów (np. opowieść o Meredith Talusan z Filipin czy historie kothi z Tamil Nadu w Indiach).
Różową Linię powinien przeczytać każdy – i dla poszerzenia swojej wiedzy na temat konkretnych państw i kultur, światowej historii, i dla zrozumienia, dlaczego “tęcza” stała się tak mocno politycznym symbolem i to nie tylko w Polsce. Polskiemu wydaniu towarzyszy zresztą specjalny epilog, w którym autor opisuje dokładnie sytuację w naszym kraju w kontekście tego, o czym pisał we wcześniejszych rozdziałach.
Brawa także dla polskiego tłumacza, Adriana Stachowskiego, za włożenie dużego nakładu pracy nie tylko w samo tłumaczenie, ale także w postaranie się, żeby słownictwo związane ze społecznością LGBTQ+ było dobrze oddane po polsku. Lektura Różowej Linii to także oswajanie się ze słowami, które często są tak nacechowane politycznie, że trudno jest o nich w normalnej przestrzeni porozmawiać i wiedzieć, jak ich używać, żeby nikogo nie urazić i nie powielać stereotypów. A w Tajfunach wierzymy w to, że język kreuje rzeczywistość i im bardziej będziemy się wszyscy starać, żeby nasz język był bardziej inkluzywny, tym łatwiej będzie nam włączyć do rozmowy o świecie osoby, które zazwyczaj są z niej wykluczone. Różowa Linia to pod tym kątem świetna i bardzo ważna lekcja.