O czym śnią mieszkańcy wioski Ding? O czym mogą śnić ludzie, którzy na sprzedaży hektolitrów własnej krwi, zamiast dorobić się bogactw, dorobili się śmiertelnej choroby? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Yan Lianke w Śnie wioski Ding (lektura momentami „boli”, ale nie da się jej przestać czytać).
Tłem opowieści jest prawdziwa historia epidemii AIDS, która zdziesiątkowała całe miasteczka w Chinach. To historia o ludzkiej zachłanności, która nie kończy się nawet w obliczu nadchodzącej śmierci. Krew z mieszkańców wioski Ding wysysa rząd, wysysają żerujący na ludzkiej niewiedzy i biedzie oszuści, a w końcu nawet sami członkowie tej społeczności, dla których oddawanie krwi w pewnym momencie staje się nałogiem, a łatwo zarobione pieniądze bardzo szybko okazują się być okupione tym, co w życiu bezcenne.
Narracja prowadzona jest z perspektywy małego chłopca, który choć nie żyje, to doskonale orientuje się w sprawach członków swojej rodziny. Głównymi bohaterami są tu jego ojciec i dziadek: pierwszy symbolizuje sobą wszystko co najgorsze z chciwością sięgającą nawet poza po grób; drugi jest z kolei chyba jedyną na wskroś prawą osobą w całej wiosce, co zadaje kłam twierdzeniu, że bycie dobrym lub złym mamy „we krwi”.
W świecie pośmiertnie aranżowanych małżeństw, defraudacji, wymuszeń i kłamstw jest też miejsce na miłość (i to dosłownie dozgonną), współczucie i bezinteresowność – niestety jak na lekarstwo, które nie istnieje.
Na razie nie ma opinii o produkcie.