Napisanie opisu do tej książki zajęło mi rok, bo musiałam ją sobie przetrawić i potem jeszcze trochę odczekać – w końcu jak pisać o dystopijnej książce, w której główny wątek stanowi pandemia, w środku światowej pandemii? Severance Ling Ma wciągnęła mnie od pierwszych stron i przetargała przez kolejne, ale im bardziej się stresowałam tym, co może nastąpić w dalszej części książki, tym bardziej nie mogłam się oderwać.
Warto podkreślić, że Severance nie zostało zainspirowane pandemią Covid-19 – książka została wydana w 2018 roku. Nowy Jork, pandemia nowej choroby, której ognisko wybuchło w Chinach (!). Choroby, która uszkadza system nerwowy i nie ma na nią ratunku. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że należysz do mniejszości, która jest odporna na gorączkę zwaną “Shen”.
Candace, główna bohaterka, jest jedną z ostatnich osób, które zbierają się do opuszczenia Nowego Jorku. Pomiędzy opisami pogarszającej się pandemii dowiadujemy się o jej dotychczasowym życiu – o próbach odnalezienia siebie, o poszukiwaniu pracy, o godzeniu się z tym, jak świat działa naprawdę. To z jednej strony historia o pandemii i jedna z wielu dystopijnych wizji końca świata, z drugiej – metafora późnego kapitalizmu widziana oczami millenialsa. Ale oczami Candace widzimy też los jednej z wielu imigranckich rodzin i czujemy razem z nią, jak nawet bez “gorączki”, Nowy Jork razem z całym kapitalistycznym światem pożera mieszkających w nim ludzi.
Dlatego jeśli sposobem na pandemiczny stres jest dla Was oglądanie filmów apokaliptycznych, to z czystym sumieniem polecam książkę Ling Ma. Jeśli wiecie jednak, że wywoła to w Was koszmary, bo pandemiczna rzeczywistość daje Wam w kość, to odpuście sobie. Dla mnie była to świetna odskocznia, nawet jeśli klaustrofobiczna, dusząca i hipnotyzująca.
Na razie nie ma opinii o produkcie.