Kocham Japonię i bardzo lubię japońskie jedzenie, ale gdybym miała wybrać swoją ulubioną książkę kulinarną (czyli tę, z której korzystam najczęściej), to tytuł powędruje bez wątpienia do Sri Lanka: The Cookbook. Mam słabość do południowoindyjskiego i lankijskiego jedzenia i każde kolejne danie, które próbowałam podczas swoich podróży było bezbłędne.
Kiedy mi smutno, kiedy tęsknię za podróżami albo kiedy mam po prostu ochotę na dobrą szamkę, otwieram na chybił trafił którąś stronę książki, ewentualnie szukam pod kątem warzyw, które zalegają mi w lodówce. Na pewno trzeba najpierw zaopatrzyć się w całą gamę przypraw i napchać szafki cebulą, czosnkiem i kokosowymi wiórkami. A potem można zacząć tworzyć: vendikai paal kari (czyli cudownie kokosowe curry z okrą w roli głównej), poosanikai kari (tamilskie curry dyniowe) czy pikle w sosie daktylowo-cebulowym, z którymi wszystko smakuje pięć razy lepiej.
PS odważnych zachęcam do ugotowania czosnkowego curry: sudu lunu kari. Cudo!
Na razie nie ma opinii o produkcie.