Rozczarowany swoją twórczością pisarz, porównuje się do dziewiętnastowiecznych francuskich „wiatrowskazów”, gdy wrzuca do skrzynki kolejny mierny tekst obiecany redaktorowi gazety. Zdezelowany, ze spuszczoną głową wraca do domu wzdłuż rzeki, która kiedyś pochłonęła dwa życia, stąd jej nazwa – Maneater Brook (Strumyk-ludojad). Z posępnego nastroju wyrywa go młodzieniec uśmiechający się z wody. „Kiedyś i tak umrę, równie dobrze mogę już teraz” myśli fikcyjny Dazai i spieszy z pomocą.
Spektakularnej akcji ratunkowej nie ma, ale pisarz i młodzieniec zawiązują ciekawą relację, której dynamika może przywodzić ma myśl „przygody” Botchana Natsume Sōsekiego. Młodzieniec, biedny uczeń, prowadzi z Dazaiem bardziej lub mniej przyjazne dysputy i dzieli się swoją historią, choć jak pokaże końcówka – trzeba ją brać z przymrużeniem oka. Lody topnieją, a pisarz decyduje się pomóc chłopakowi wyjść na prostą i wyręczyć go w jednym nieprzyjemnym zobowiązaniu. Jak skończy się ten wesoły dzień?