Czy macie czasami ochotę na grubą powieść z epickim rozmachem? Najlepiej taką, żeby można było też dowiedzieć się z niej czegoś ciekawego. I może, żeby działa się w nieoczywistym miejscu i czasie. No ale wiadomo, jak z Tajfunów, to oczywiście coś o Azji…
Wydawało by się niemożliwe, ale mamy coś takiego – The Thousand Autumns of Jacob de Zoet spełnia wszystkie te warunki.
Tysiąc jesieni dzieje się na maleńkiej sztucznej wyspie zwanej Dejimą, którą Europejczycy zbudowali w porcie w zatoce Nagasaki. Dziś można ją zwiedzać, ale z tą powieścią przeniesiemy się na Dejimę w XIX wieku – gdy stacjonowała tam holenderska Kompania Wschodnioindyjska, z całym wachlarzem marynarzy, szpiegów i spisków. Jacob de Zoet, młody i nieco naiwny urzędnik wyrusza do Japonii, by poznać nieco świata i przede wszystkim zarobić, ale zostaje na miejscu wplątany w intrygę, która znacznie przerasta jego wyobrażenia.
Powieść, w której można i trzeba się zatopić, bo wszystkie wątki, tematy i postaci mogą z początku przytłaczać. Ale jaka potem z tego przyjemność…
Na razie nie ma opinii o produkcie.