Tiny Moons: A Year of Eating in Shanghai to może mała książeczka – ale naprawdę wspaniała przygoda. Nina Mingya Powles, Nowozelandka z chińskimi i malezyjskimi korzeniami, w tle historii opisuje swoje doświadczenia z lat spędzonych pomiędzy różnymi krajami, kulturami i językami, a na pierwszym planie czytamy o roku z życia w Szanghaju, który spędziła tam jako studentka, i smakach, którymi się zachwycała.
Choć ten temat może wydawać się prozaiczny, Powles pisze o swoich codziennych doświadczeniach w lekkim, sympatycznym stylu, momentami z nutą nostalgii. Anegdoty, które przytacza, z łatwością przenoszą nas do willi na zboczach gór pachnącym tropikalnym lasem, do małego stoiska z tanimi daniami dla studentów, do ciasnej kuchni, w której ciocia uczy ją przygotowywać tradycyjne dania na Święto Smoczych Łodzi. Każda miska makaronu, każdy talerzyk pierożków, każda słodka bułka, każdy owoc pomagają jej w zdefiniowaniu samej siebie.
Pomiędzy opisami smaków i przygód, które dzieliła z rodziną, przyjaciółmi i nieznajomymi w czasie tych kilkunastu miesięcy, pojawia się też melancholijna refleksja o przynależności i próbach znalezienia swojego miejsca we współczesnym skomplikowanym świecie. W Chinach Powles tęskni za domem i je jogurt z importowaną granolą, w Nowej Zelandii marzy jej się smak malezyjskich placuszków bananowych… Ale każdy kęs to też piękne wspomnienie, które Powles skrupulatnie kataloguje i dzieli się w swoich esejach.
Na razie nie ma opinii o produkcie.