Choć okładka może sugerować swoją kolorystyką lekką opowieść o odkrywaniu siebie, w dużej mierze jest to manga o traumie życia w patriarchalnym systemie. Kiedy autorze, Poppy Pesuyama, zaczyna pracę jako osoba asystencka dla słynnego mangaki, jest podekscytowane – dopóki nie pada ofiarą najpierw misgenderingu, a potem także mobbingu i przemocy seksualnej z jego strony.
Na stronach Until I Love Myself Poppy próbuje ułożyć sobie w głowie i pogodzić się z wydarzeniami z przeszłości, które w dużej mierze wpłynęło na to, kim jest teraz. Opisuje swoją karierę i próby zaistnienia jako mangaka, ale także dekady oczekiwań, komentarzy i uwag do tego, jak wygląda/ubiera się/zachowuje. Aż nagle nadszedł rok 2019, na całym świecie, w tym w Japonii, zaczęto pisać o ruchu #MeToo i w mainstreamie zaczęło pojawiać się coraz więcej feministycznych i queerowych treści, a Poppy dostało propozycję wydania swojej historii w formie mangi.
„Czasy się zmieniły” – pisze na samym końcu Poppy, po czym zastanawia się, ale czy zmienił się też X, przełożony, który lata wcześniej je wykorzystał? Może uda się nam dowiedzieć w drugim tomie, którego premiera wkrótce.
I nieśmiało podpowiadamy, że z chęcią przeczytałybyśmy tę mangę po polsku – im więcej na rynku książek i komiksów niebinarnych osób autorskich, tym lepiej!