Bycie weg(etari)anką w Japonii nie jest łatwe. Czasami nawet wydaje się być mission impossible, zwłaszcza gdy nie zna się języka, a trzeba nagle wytłumaczyć komuś, że nie je się nie tylko ryb i mięsa, ale też sosu rybnego, jajek, bulionu dashi czy ikry. Ale błędem jest założenie, że kuchnia japońska w ogóle nie jest przyjazna wegetarianom, a jeśli już to tylko w buddyjsko-postnym wydaniu (o tradycji shōjin ryōri przeczytacie w Kansha) – często wystarczy zamienić czy pominąć jeden składnik, żeby otrzymać wegańskie cudo na talerzu.
Znajdziecie tutaj i tradycyjne japońskie przepisy i te luźno zainspirowane japońskimi smakami. Ja jestem zdecydowanie fanką tych pierwszych: agedashi tofu, gyoza, tempura. Po kolei testuję przepisy Andersona i do tej pory każdy zdał egzamin (choć na pewno kulinarne eksperymenty przyczyniły się też do wzmożonej tęsknoty za Japonią…)
Warto dodać, że książka jest PRZEPIĘKNIE wydana: spójna graficznie całość, urocze rysuneczki (z których dowiecie się m.in. jak lepić pierożki gyoza, jak przechowywać ugotowany ryż czy o różnych odmianach sushi). No i te designerskie smaczki: złoto na okładce i fioletowe brzegi kartek!
Magda –
To najpiękniejsza książka kucharska w mojej biblioteczce. Przepisy też bardzo fajne i nieudziwnione, zdecydowanie dobry zakup.