Czekałam na tą książkę długo i zdecydowanie było warto. Ci z Was, którzy lubują się w kuchni indyjskiej wiedzą, że wcale nie jest ona jednoznaczna z wegetarianizmem, a jeśli już nawet jakieś dania są wege, to niełatwo ominąć nabiał, który wkrada się niemalże do każdego dania w jakiejś formie – czy to klarowanego masła, śmietany czy sera paneer (zwłaszcza gdy mówimy o daniach z północy Indii). Zaika to książka w 100% wegańska, więc idealna dla tych, którzy wierni są diecie roślinnej.
Książka podzielona jest na rozdziały takie jak “chleby”, “lekkie dania” czy “coś rozgrzewającego”. Znajdziemy tutaj inspiracje z różnych rejonów Indii, choć dużo tu Pendżabu, z którego pochodzi autorka. Mi wyjątkowo do gustu przypadły placki z mąki z ciecierzycy (które z jakiegoś powodu kojarzą mi się trochę z koreańskimi bindaetteok), odświeżająca jak mało co sałatka kachumber i sabzi z okry. Kiedyś z chęcią spróbuję swoich sił z wegańską wariacją na temat omdlewająco słodkich jalebi, które z reguły mają w składzie mleko.
No i klasycznie – ja zaczęłam lekturę od przejrzenia przepisów na różne chutneys i autorskie mieszanki przypraw. I od razu popędziłam do kuchni zrobić swój mix panch phoron i przemycić odrobnę bengalskich smaków do swoich dań.
Na razie nie ma opinii o produkcie.