The Far Field to jedna z lepszych powieści, które czytałam w tym roku. Madhuri Vijay dostała za nią w 2019 roku JCB Prize for Literature, najbardziej prestiżową literacką nagrodę w Indiach. Według mnie jak najbardziej zasłużenie.
Główna bohaterka, Shalini, próbuje poradzić sobie z żałobą po utracie matki; matki, z którą miała trudną relację. Próbując zrozumieć, dlaczego matka odebrała sobie życie, wraca pamięcią do dzieciństwa, przypomina sobie tajemniczego mężczyznę z Kaszmiru, który odwiedzał ich dom i postanawia opuścić swoje komfortowe życie w Bangalore i wyruszyć na północ, z nadzieją na odkrycie prawdy.
Shalini perzeżywa szok, gdy dociera na miejsce i okazuje się, że Kaszmir to miejsce z jednej strony pełne traumy wywołanej bolesną polityczną sytuacją, a z drugiej – ostoja dla jej skołatanej duszy. Spędza tygodnie najpierw u jednej rodziny, która pomaga jej w poszukiwaniach, potem wyrusza głębiej w góry, licząc na to, że odnajdzie mężczyznę, który zjawiał się raz na jakiś czas na progu ich domu, z ubraniami na sprzedaż. I kiedy zatrzymuje się w biednej wsi na granicy Indii i Pakistanu, zaczyna rozumieć przepaść, która ich dzieliła: tajemniczego gościa, który opowiadał jej baśnie z innych krain i matkę, żyjącą w willi słonecznego Bangalore.
Główna bohaterka nie jest jednak postacią, którą łatwo polubić. Błądzi, poszukuje, zadaje za dużo pytań – przez lata wychowana w bańce oderwanej od rzeczywistości Kaszmirczyków. Jest przerażona przemocą, obecnością wojsk, strasznymi historiami ludzi, których spotyka na swojej drodze. Ich zmęczenie ją przytłacza, wręcz osłabia – a my razem z nią przeżywamy tę bolesną lekcję uprzywilejowania. Oraz zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele o świecie nie wiemy (albo inaczej – jak wcale nie chcemy o wielu rzeczach wiedzieć.
Spędziłam z The Far Field kilka wieczorów, robiąc sobie przerwę raz na jakiś czasna wygooglanie opisywanych miejsc. Wiem, że chciałabym tam kiedyś pojechać. Ale boję się, że – tak jak w przypadku Shalini – wcale nie byłabym tam mile widzianym gościem.