Bohaterka debiutanckiej powieści Esther Yi, mieszkająca w Berlinie Amerykanka o koreańskich korzeniach, zostaje zaciągnięta na koncert popularnej grupy k-popowej. Wydarzenie to szybko zmienia się w niemalże religijne doświadczenie, a ona sama czuje niewiarygodną więź z jednym z członków – młodym mężczyzną o pseudonimie Moon. Od tego momentu jest w stanie poświęcić dla niego wszystko, a swojemu uczuciu upust daje między innymi poprzez pisanie fanfiction z bohaterką, z którą każdy może się utożsamić – Y/N (your name – twoje imię).
Akcja zagęszcza się, gdy nasza narratorka kupuje bilet w jedną stronę i udaje się do Seulu w poszukiwania Moona, który z dnia na dzień zakończył karierę. Upalne lato, dźwięk cykad i nieznajoma o enigmatycznym imieniu O. prowadzą bohaterkę do siedziby wytwórni, niemalże kafkowskiego labiryntu. Kolejne rozdziały są tylko bardziej surrealistyczne, a czytelnik ma wrażenie, że znalazł się w środku gorączkowego snu. Moon jest efemeryczny, wiecznie nieuchwytny, a jednak zdaje się czaić gdzieś w oddali.
Esther Yi w jednym z wywiadów przyznała, że kilka lat nosiła się z zamiarem napisania powieści o obsesji na punkcie idola, bo sam pomysł wydawał jej się niewiarygodnie głupi. Jednak jej bohaterka mocno odbiega od naszych wyobrażeń – to intelektualistka, której obsesja bywa pretensjonalna, ale dzięki niej doświadcza sztukę w bardziej religijny i filozoficzny sposób. Według Yi, w pułapkę idoli wpadają często osoby źle lokujące swoją duchowość i właśnie te parasocjalne relacje eksploruje w swoim mocnym debiucie.